Sunday, 28 September 2008

Gdy otworzysz oczy wydaje ci się już, że widzisz.

Alex, Louis i Nathaniel to Kanadyjczycy z francuskojęzycznej prowincji Quebec, z którymi spędziłem kilka ostatnich dni. Niezapomniane przeżycie. Zanim spiszę myśli, tego czasu owoce, zapraszam do wysłuchania muzyki, której mnie uczyli. Sami komponują, grają, nagrywają. To multiinstrumentaliści. Podróże uwrażliwiły ich na brzmienie różnych kultur.

Wprogramuję ją w ciągu kilku dni.

Fakt, że jakoś się do tej pory udaje się blogować, to zasługa Błażeja i Kuby. Już dawno chciałem Wam podziękować - notką oczywiście.

Ukłony więc śle!

Komuna paryska - trochę o ethosie.



Wikend spędziłem w Ottawie. Poznałem tam zadzwiających ludzi. Zainspirowali mnie, zauważalnie, tj. poruszyli. Proszę o trochę czasu, na popracowanie nad następnym wpisem.






Saturday, 27 September 2008

W St. Lawrence, na śniadania jada się brownies.











Democracy matters.


Powstał Ruch Obywatelski "Polska XXI". Powołały go działające w całej Polsce stowarzyszenia regionalne. Na jego czele stanął prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, który nie wyklucza startu w wyborach prezydenckich.
W TVN24 Dutkiewicz nie chciał potwierdzić czy wystartuje w wyborach prezydenckich, mówiąc, że to dopiero w 2010 roku i "wtedy się zobaczy". Prezydent Wrocławia zwrócił uwagę, że do tej pory w wyborach prezydenckich w Polsce, kandydat, który zgłaszał się pierwszy, zawsze przegrywał. Dlatego on zamierza poczekać.

I co Wy na to? A jednak.

Tuesday, 23 September 2008

I do not believe in UN.


Rozpoczela sie coroczna Sesja Plenarna Zgromadzenia Ogolnego ONZ, w glownej siedzibie w Nowym Yorku przy 760 United Nations Plaza. W budynku podarowanym przez rodzine Rockefelerow przed laty, od dzis spotykaja sie przywodcy calego swiata.

Nowy York, jest okrutnie zakorkowany. I bedzie tak przez najblizsze 6 dni.



Zdjecia: www.un.org.

Genocide - Vermont Law School.


Od jutra rozpoczynam konferencje w Royalton, w stanie Vermont. Ludobójstwo. Przyczyny, zapobieganie, sądzenie. Będę miał tam odczyt, o formule Radbrucha, zastosowanej w czasie procesu Norymberskiego. Pojawię się na blogu pod koniec wikendu.

święty Franciszek i Malwina.







Malwina wczoraj wylądowala w Chicago. Trochę zaskoczona, po kilku godzinach wsiadla do samolotu do San Francisco. To miala być niespodzianka:-) Nie wzięła ze soba ubrań na 30 stopniowy upał. Przez najbliższe dziesieć dni będzie więc w Kalifornii. Wszystkich uściskuje. Ja się uczę. Pilnie.

Sunday, 21 September 2008

Sny, o których za dnia się opowiada.



Stacja kolejowa, pod Ottawa. Rozmowa się toczy...

Kiedy się nad tym głębiej zastanowić, widać to z pełną jasnością. Bardzo, bardzo powoli, ziszcza się sen Joschki Fischera, któremu uległem mając 16 lat - o tym, że powstanie kraj o nazwie Europa, wypełniony po brzegi narodem europejskim. Przygotowywałem się wtedy do konkursu wiedzy o Unii. Czytałem o pomysłach na nią.

Długo wczoraj rozmawiliśmy: Igor, Ante, Veronika i ja.

Oto spotykamy się na małej stacji kolejowej pod Ottawą. Kilkoro Amerykanów, Macedończyk żydowskiego pochodzenia, Chorwat, którego matka jest niemiecką Francuzką oraz Słowaczka. Bez zbędnej zwłoki zaczynamy rozmowę jakby przed chwilą urwaną. Albo kiedy wszyscy jesteśmy w Ottawie, z jednakową odrazą patrzymy na manifestację prawych i sprawiedliwych, łysych i złych. Innym razem pusty śmiech wywołują kaprawi starcy w podrasowanych kabrioletach.

Igor, to syn Macedońskiego ambasadora w Waszyngtonie. Chce pójść w ślady ojca. Ante, który jak nikt inny spędza całe doby w bibliotece, studiuje kandzie (chiński alfabet) ,by w przyszłości zasilić chorwacką dyplomację w Pekinie. Veronika chce się szczęśliwie zakochać.

Nie ma dla nas miejsc zbyt odległych, żeby nie można było do nich pojechać. Nie ma człowieka, z którym nie można było się dogadać, nie ma knajpy, do której nie można wejść. Zatem można, ot tak grać wieczorem w wiejskiej gospodzie w ping-pong z nieznajomą, uśmiechać się i częstować ją papierosem...

Niewiele czasu trzeba było, żeby okrzepnąć zdążyły społeczności rozgrzane jesienią '89. Wystarczyło kilka lat dobrobytu, żeby zepchnąć na margines ludzi i myśli zajętych problemami przeszłości (nawet polityka historyczna kuleje). Nie potrzeba już wskrzeszać Wielkich Węgier, nie trzeba nam Międzymorza, skoro można tam pojechać wygodną autostradą. Wiem, że to po części kapitalistyczna złuda; wiem, że nie każdego na to stać, ale nic to. Wszystko w swoim czasie. Póki co, Joschka Fischer tryumfuje.

Póki co, możemy o takich snach porozmawiać w czasie wycieczki.

Czasem, śnimy cudze sny. Zresztą, nie ważne kto czyje śni.

Ważne, że się spełniają.

Bo we mnie jest zło - o amerykańskich testach

Gdy byłem na drugim roku, doświadczyłem czegoś ciekawego. Dzwoni do mnie ktoś obcy i mówi:

- No cześć, jestem P., chyba się znamy z widzenia. Wiem, że idziesz na przedtermin z Wykroczeń. Powiedz mi, czy wiesz może co jest karalne - podżeganie do pomocnictwa czy podżeganie do podżegania?

- (chwila milczenia) No wiesz, nie jestem pewny, ale chyba podżeganie do podżegania.

- Aha, bo wiesz, jest taka sprawa, że ... Z kim siedzisz na egzaminie? Może byś usiadł koło mnie?

- Wiesz, ja nie wchodzę w takie układy... Także nie ma mowy. Możemy razem poćwiczyć przed egzaminem.

- Aha... No to na razie, cześć.

I po jakichś 15 minutach dostaję sms, który tutaj przytaczam w całości: "Tak dla jasności, ja umiem na wykroczenia, ale chciałem sobie usiąść koło Ciebie, bo mogą sie pojawić pytania, do których są wątpliwości (jak to o nakłanianiu do podżegania) i tylko wtedy może bym Cię o coś spytał, a nie ściągał cały test. Ale skoro nie chcesz, to szkoda. Widać, nie solidaryzujesz się z nami. . I tak powodzenia!"

Miałem wrażenie, że było wtedy we mnie samo zło.

W piątek miałem pierwszy test z filozofii. Popatrzyłem chwile na klasę. Nikt, nawet nie podnosił oczu ze swojej kartki. Jedna grupa, jeden obok drugiego.

Uspokoiłem się. Zło które we mnie siedzi, tutaj nie musi się objawiać.

Gdy się nie ma własnej mapy, ludzi trza pytać się o drogę.

Stało się. Pierwsze cztery tygodnie upłynęły pod znakiem porannego "Good Morning" wypowiadanego do znajomych i nieznajomych. Ale nie tylko: bo napoznawałem się rozmaitych ludzi z różych krajów. Ciekawe doświadczenie. Turcy biorą prysznic w majtkach i nie jedzą wieprzowiny - przez co mają lepsze jedzenie spod lady. Jugosłowianie zawsze do obiadu jedzą chleb. Bułgarki kupują czapki z jak największym znaczkiem Adidasa na przedzie. Rosjanie nigdy nie widzieli ślimaków. Francuzi je jedzą. Na Islandii nie ma burz. Rumunii najbogatsi ze wszystkich, wcale nie szukają jedzenia po śmietnikach. Każdy inny, wszyscy równi.

Spotkałem Heimat-Kameradkę, czyli 64-letnią Rosemarie. Chodziła na spacery po Breslau-Cosel, czyli po Kozanowie. "Helmut, Helmut patrz, Krzysiek też we Wrocławiu urodzony!" - tak krzyczałą do męża, skacząc po chodniku. W mieszkaniu nie ma drzwi w wucecie. Ma za to akwarelki z Ostrowa Tumskiego. Zaszliśmy razem na kawę do kawiarnii.

NRD jest krajem kontrastu, który bije po oczach. Odnowiona kamienica, pustostan, marmurowy biurowiec, pustostan, pustostan, odnowiona kamienica. Itd. Myślę, że spacery wśród pustostanów z powybijanymi oknami są dość przygnębiające.

Po czterech tygodniach mieszkania pod jednym dachem z obcymi przecież ludźmi, jednak trudno jest się rozstawać. Nie spodziewałem się, że mnie to jakoś obejdzie, ale jednak. Nie wszystkie uczucia z siebie wypleniłem.

Byłem na spotkaniu: ,,Szkoły katolickie, a homoseksualizm". Pisarz próbował wszystkim wytłumaczyć, jak to katolicy próbują każdego geja wyplenić, zniszczyć, kończyn pozbawić i do piekla posłać. Spotkał mnie w drzwiach, przy wyjściu. Zaczął:

- Czy pan jest wyznawcą jakiejś religii?

- Nie.

- To może porozmawiamy na temat: ewolucja czy stwarzanie?

- Nie.

Saturday, 20 September 2008

M.M. / GMW / F

Monika Marek.
Gazeta Młody Wrocław
Felietony

wysmakowany język.
ma się wrażenie, jakby siedziała nad nimi miesiącami.
wrażenie. przez dopracowanie, nie przez przytłoczenie tematem.

polecam.

z notatek poczynionych pośpiesznie...

Są takie słowa w obcych językach (mówię we wszystkich - bądź pomny, Czytelniku), które zachwycają rytmem, melodią, konotacjami. Niektóre są zastanawiające i mądre; inne sa zabawne. Gdy dotrze się do nich w trakcie urokliwych wieczorów, pozostawiają tym mocniejszą impresję.


Sehensucht (niem.) - czyli tęsknota, ale też i chęć zobaczenia, spotkania. W stosunku do kogoś, ale też melancholijnie. Potem może pojawić się litost' (czes.) - Milan Kundera pisał o tym słowie, że jest i może być zrozumiałe tylko dla Słowian. Nie przepadam za plemiennymi namiętnościami (vide: Euro 2008), ale tu się zgodzę. Jest coś niebywałego w żalu nad kimś, ktory to żal jednocześnie jest refleksją nad własną marnością.


Estetycznie prym wiodą веснушки (ros., wiesnuszki) - czyli 'piegi'. Wiosna, wiesnuszki. Łąki, kwiaty, len, wianki, kochanki. Zawsze jest też הויז (jidysz, hois) - po żydowsku dom. Ten, w którym tnie się cukierek na tyle części, by dla każdego starczyło. Ale też - nie ta matka, co urodziła, ale ta, która wychowała - jak mówił dziadek. Czas na związane z tym: פולין (hebr., Polin) - czyli miejsce, gdzie można odpocząć.


Wiele jest takich słów, do których się wraca, bo nie dają spokoju. Przez te wieczory, gdy ich się uczy...

Byt określa świadomość?

dla Maćka.

Zamieszkałe w Śródmieściu rody patrycjuszowskie ostentacyjnie obnosiły swoją niemieckość, a gazety węgierskie czytali po kawiarniach tylko studenci prawa, po czym szli się awanturować do ogrodu wokół Muzeum. (...) Peszteńscy mieszczanie śmiali się z awantur urządzanych przez prawników. Tak pisze Gyula Krúdy w tekście "Peszt" datowanym na rok 1918, który publikują Zeszyty Literackie (nr 102, s. 55).


Dzisiaj studenci prawa jedyne awantury, do jakich są zdolni, urządzają na forum internetowym, gdzie besztają obsługę kserografu. Może to i dobrze, że mają tylko takie problemy. Niemniej, chciałoby się, żeby nieroztropne uwagi wykładowcy o potrzebie płacenia za studia spotykały się z większym protestem, niż tylko te kilka lewicujących głosów. Może to kwestia samoświadomości. Może byt opływający w wersal i dolary źle ukształtował tę świadomość.

Sunday, 14 September 2008

o usychaniu

Kot pyta się mnie w mejlu: ,,czy już uschłem, czy usycham dopiero, a konsekwentnie". To parafraza. W tych dniach przypominają się słowa mamy, która zwykła mowić: ,,że jeśli dusza choruje, to i zazwyczaj zdrowie". Wiem, że ostatni tydzień przyniósł mi zmaganie się z chorobami różnymi i bezsennością chroniczną. Zaczynają się pojawiać pierwsze efekty uboczne, życia bez powietrza, którego mogę doświadczać w moim domu i na Wróbla we Wrocławiu. Wśród przyjaciół.

Nieoczekiwanie, mój wyjazd do USA zbiegł się z początkiem studiów Łukasza (brata mego najbliższego). Nieoczekiwanie, bowiem Łukasz też studiuje za granicą. Oczekiwanie, bowiem jak zapowiadało się od dłuższego czasu: wybrał medycynę. Moi rodzice, więc przechodzą przyspieszony kurs obsługi Skypa. Tu ukłony szczególnie w stronę mojej Mamy, która jak pisać esemesów dalej nie potrafi, tak ze Skypem radzi sobie już znakomicie. Piszę o tym jednak dlatego, ponieważ niecodzienne to doświadczenie, by po okresie wspólnie spędzonych kilku tygodni wakacji, zobaczyć się ponownie, dopiero na Wigilię.


Dostałem bardzo ciekawego maila na temat, sposobu postrzegania przez nas rzeczywistości. To w jak różny sposób widzimy to samo. Można rzec, banał. Perspektywa patrzenia na swoje życie, i na to czego do tej pory doświadczałem, ta- ze Stanów, jest mocno jednak pobudzająca inspirująca. Oczywiście, że Amerykanie mają wiele rzeczy innych. Cale, stopy, mile, dziwne wtyczki i flagi wywieszone przed domami, przez okrągły rok. Inne są też amerykańskie pragnienia. O tym rozmawiam czasem z moim suficjuszem.

Paul, z którym mieszkam, to Amerykanin. Właściwie to nic nie mówi. Odpowiada na pytania, studiuje matematykę i gra często w szachy. Przy partiach, które zapadają późno w noc, odpowiada na moje pytania. A, że zazwyczaj wygrywa, tym chętniej siada do kolejnych. Jest dla mnie bezcenny -wybitnie precyzyjny.


Angielskie słowo ,,insider" oznacza kogoś wtajemniczonego, dobrze zorientowanego w temacie. Myślę, że etymologia słowa dotyka sedna dyplomacji. Posiadanie ,,swojego" człowieka w miejscu interesów. Widzę, na przykład jak polskie media (przynajmniej te internetowe) zdawkowo informują o kampanii prezydenckiej w USA. Przyczyna? Aktualnie, ponad półtora miesiąca przed wyborami nie mają ku temu powodów. Jednak to teraz rozstrzyga się w dużej mierze to, czy nastąpi polaryzacja zwolenników poszczególnych kandydatów. Dziś, w w głowach Amerykanów toczy się dylemat. Potem, jak to logicy nazywają, będzie już tylko utwierdzanie się. Selekcja argumentów, przemawiających za kandydatem którego się wcześniej obrało.

Dziś Malwina wylatuje do Chicago. Zdjęcia, także z miejsca studiów brata. Ktoś rozpoznaje?



Friday, 12 September 2008

Ja i moje wiewiórki.



Czuje, że trochę odpływam mentalnie. Ilość słówek, konteksty, różnice i podobieństwa wprawiają mnie wciąż w osłupienie. Ten dzień niech się kończy. Na basenie jako jedyny próbowałem wyżyć swoją wewnętrzną frustrację. Skończyłem kilka minut przed północą. To co siedzi we mnie, jest do niewyjaśnienia na zewnątrz, z racji na ograniczoność językową. Dziś, świadomość tego, że przez najlbliższe kilkanaście tygodni będzie podobnie, jest przygnębiająca. Może stanę się intrawertykiem..? Czas pokaże...

W Polsce prasa wspomina wypowiedzi przedstawicieli amerykańskiej administracji na temat polskiego zaangażowania międzynarodowego. Zastanawiam się, jak interpretować słowa pochwał: ,,dobra robota", ,,wielce godna pochwały wizyta" ( na temat L. Kaczyńskiego w Gruzji) biorąc pod uwagę dwa czynniki, takie jak: język dyplomatyczny oraz amerykańską nowomowę (newspeak). To ciekawa kombinacja. W języku codziennym powoduje reakcje podobne do tej, z którą sie spotkałem niedawno; ktoś był mocno zafascynowany tym, że jestem z Polski. Nie miał przy tym bladego pojęcia o naszym kraju. Dlaczego więc mówił wcześniej: Great, awesome!, na wieść o miejscu mojego pochodzenia.

W ostatnich dniach, doszło wśród moich przyjaciół do swoistego wybuchu wirtualnych emocji. Także i ja, zza Oceanu mogłem doświadczyć ich części. Chodzi o mejle, że wspomnę: SPAM, który w ciągu kilku godzin pozbawił wiele osób zdrowego rozsądku (nota bene także i mnie), by potem u osób które nie straciły rozsądku spowodować irytacje, na tyle dużą, by te popełniły maile ,,racjonalizatorskie". Amerykanie nazywają to cyber life. To rzeczywiście działa. Sam na potrzebę chwili, dobrze się podszkoliłem kilka miesiący temu, z ustawowych regulacji dotyczących spamu w Polsce. Jeśli więc, wydarzenia będą miały swoje dalsze konsekwencje, polecam się...

Poczucie humoru WOjtka Partyki, jak zwykle, trafia w sedno. Tęskno mi i do niego.

Wiewiórki na kampusie (jest ich tutaj setki), zaczynają szaleć. Chyba już czują w powietrzu, że liści na drzewach ubywa z każdym dniem coraz więcej. Zasuwają ze swoimi zapasami na zimę, kompletnie nie zważając, że akurat jakiś student z Polski, przeglądając pośpiesznie notatki, biegnie na zajęcia, i nie patrzy pod nogi. To niesamowite, jak przyzwyczaiły się do ludzi. Nasz gatunek w ogóle nie powoduje w nich obaw. Mój dobry tutjeszy znajomy: Arturs, któremu marzy się prezydentura Łotwy, podszkala mnie z polityki pro-ekologicznej. To jego główny przedmiot studiów. Amerykanie, mają na tym punkcie bzika. Nie będę pozował na ,,zielonego" ,bo nim nigdy nie byłem, co więcej uważam, że robienie w Polsce partii zielonych (chociażby na modłe niemiecką) jest sztuczne. Uważam jednak, że takie proste rozwiązania, jak próba popularazacji alternatywnych środków energii, infrastruktura rowerowa w miastach, czy segregacja odpadków, w każdym polskim domu... step by step, we właściwy sposób zaczynamy rozumieć nasze miejsce na Ziemi. Jako ssaki stanowimy 0,25% wszystkich gatunków na Ziemi.

Czuję, wtedy że powinniśmy się trzymać razem. To znaczy: my i wiewiórki. W końcu to też ssaki. No i ta otwarta mentalność, tych tutejszych na kampusie...

Dobrze, kończę już. To był ciężki tydzień. Nawet jeśli spędza się go w kinie, i teatrze to też z małym Moleskinem pod ręką, by ciekawe zwroty wynotowywać, by potem użyć ich w mowach publicznych, do których jestem tu zobowiązany, raz na dwa tygodnie. By przygotować ostatnią zwiedziłem już wszystkie zakamarki biblioteki. Uwielbiam je, z fotelami, dwupiętrowymi biurkami, i kabinami do nauki zspołowej. Pomyśleć, że podobne emocje do tej pory rezerwowałem jedynie dla czytelni prawa z Uniwersyteckiej. Dotarłem też do dwóch półek z polskimi dziełami. Klasyka: pozycje Sienkiewicza, Miłosza, Witkacego, Szymborskiej, Wojtyły, Kołakowskiego. Jest nawet ,,Wojna polsko-ruska" Doroty Masłowskiej. Co więcej, wypożyczona już 13 razy (!). Sam wziąłem ,,Tales" - Kołakowskiego i ,,People on the bridge" Szymborskiej. Świetne wątki do podkręcenia przemówień.

Na wikend wyjeżdżam w Airondack Mountains, powspinać się. Pierwsza część, kursu wspinaczki w skałkach. Początek przyszłego tygodnia to prezentacja zaczynającej się już wkrótce Sesji Plenarnej Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Yorku. Muszę się do niej przygotować. Też się tam wybieram. Stąd na blogu będę rzadziej.

A zdjęcia? Kolejno od góry: wiewiórka podgatunek: drzewna, Adirondack Mountains, St. Lawrence River na kampusie, ścianka do wspinaczki w Central Parku w NY.

Thursday, 11 September 2008

September the 11th.



Dzień jak co dzień. New York Times na pierwszej stronie pisze o klęsce żywiołowej, jaką spowodawała powódź na Haiti. W całym papierowym wydaniu gazety ani razu nie wspomina się o rocznicy zamachów na World Trade Center i Pentagon. W kościele na kampusie, można zapalać świeczkę. Flagi na masztach są opuszczone do połowy.

World Trade Center, Pentagon, baseball... to są symbole Stanów. Odważe się napisać: że baseball to Ameryka. Manhattan, Brooklyn Bridge i Statua Wolności to Nowy York. Biały Dom, Kongres - to Waszyngton. Każdy stan ma swój projekt tablic rejestracyjnych pojazdów. Poprzez logo ze zdjęciem Statuły Wolności, a jeszcze przed kilkoma laty WTC - Nowy York podkreślał swoje ideały, swoją odrębność, swoją tożsamość. Tak samo jak francuskojęzyczny Quebec w Kanadzie, podkreśla poprzez, tekst na każdym samochodzie: ,,J'aime Quebec".

Ataki na WTC i Pentagon, zostały więc potraktowany jako atak na wszystkie Stany. Są to symbole wszystkich. WTC symbol amerykańskiego kapitalizmu, Pentagon - amerykańskiej potęgi militarnej, niedoszły zamach na Biały Dom - na amerykańską demokrację. Każdy Amerykanin który identyfikował się z tymi symbolami w ten sposób został zaatakowany.

Szokiem nie jest tu liczba zabitych i rannych w wyniku tych zamachów. Każdego dnia, na całym świecie z powodu, głodu umiera około 10 000 dzieci. Amerykańskie prawo aborcyjne, które od momentu pełnej legalizacji tego ,,zabiegu" w 1973 roku umożliwiło około 18 mln (!) aborcji. Niektóre dane mówią nawet o 43 mln. Za bardziej wiarygodne uważam jednak, tę zaniżoną sumę. Nie wiem na ile przez rozsądek, na ile przez nadzieję.

W Stanach Zjednoczonych w latach 60 i 70. ub. wieku działała organizacja NARAL, której celem była legalizacja aborcji. Jeden z jej założycieli, dr Bernard Nathanson (który po latach zaprzestał wykonywania aborcji i został działaczem pro-life), tak opisuje działania NARAL: Sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mass mediom i opinii publicznej przekazywaliśmy informacje, że rocznie przeprowadza się w Stanach około miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że naprawdę jest ich około 100 tysięcy. Podczas nielegalnych zabiegów umierało rocznie 200-250 kobiet, ale stale powtarzaliśmy, że śmiertelność jest znacznie wyższa i wynosi 10 tysięcy rocznie. Liczby te zaczęły kształtować świadomość społeczną w USA i były najlepszym środkiem, aby przekonać społeczeństwo, że trzeba zmienić prawo antyaborcyjne. Sfałszowane przez nas dane na temat przerywania ciąży wpłynęły na legalizację aborcji przez Sąd Najwyższy.

W roku 1985 - przeprowadzono 1.588.000 aborcji

Mój pobyt w USA, z punktu widzenia studiów, powodowany jest pracą magisterską. Jej roboczy tytuł to ,,Precedens w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na tle orzecznictwa Sądu Najwyższego USA". Stawiam w niej tezę, że prawo europejskie staje się prawem precendesowym. Pytanie, czy takim jak common law w Wielkiej Brytanii i jej byłych koloniach, czy takim jak amerykańskie? Czy może istnieje trzecia droga, która tworzy pewne specyficzne, autonomiczne cechy prawa europejskiego. Co się z tym wiąże? Czy ETS stanie się Sądem Najwyższym Europy, i czy przypadkiem już się tak nie zachowuje? a jeśli tak, to czy będzie podążać ścieżkami SN w Waszyntonie...?

Zaczynam studiować zasady działania Sądu Najwyższego USA. W połowie listopada, będę w Waszyngtonie, by spotkać się z jednym z asystentów, jednego z sędziów. Pod koniec października spotkam się z przedstawicielem Sądu Najwyższego Kanady w Ottawie, by porozmawiać o funkcjonującym tam prawie common law. Sądy w USA, a Najwyższy szczególnie - mają moc. Większą autonomie i szerszy zakres argumentów jaki mogą używać przy uzasadnianiu, ergo Sąd Najwyższy wyznacza standardy prawa. Ma duży wpływ na amerykańską rzeczywistość. Kiedy dziś zastanawiam się, jakie były moje powody wybrania prawa, jako przedmiotu studiów, próbuje doszukać się czegoś więcej, niż tylko, wyniku eliminacji politechniki. Wiem, że prawo, to dziedzina, która w sposób realny może zmieniać rzeczywistość. Przyznanie komuś uprawnienia do otrzymania stypendium, obniżenie progu przyznawania pomocy socjalnej, wprowadzenie reguł darmowej opieki zdrowotnej to elementy polityki - ,,what". Ale to za pomocą prawa, dokładniej jego dobrej interpretacji, można wprowadzić dobre pomysły w życie - ,,how". Kilka znanych mi dobrych pomysłów na zmiany w Polsce, zostało częściowo utopionych, ponieważ sposób ich realizacji pozostawiał wiele do życzenia. Mam na myśli, ,,4 wielkie reformy" rządu profa Buzka, czy prywatyzacja takich gałęzi polskiego przemysłu jak stocznie

Wczoraj także, zostałem zatrudniony jako jeden asystentów profesora prawa konstytucyjnego. Dwie godziny w tygodniu będę konsultował studentów oraz pomagał mojemu wykładowcy w pisaniu prac naukowych, ergo czytał za niego artykuły i książki, by potem mu je referować.

Wieczory to pisanie maili i listów. Zawsze jestem o kilka do tyłu, za co Was bardzo przepraszam. Słówka, to kolejna moja zaległość. Nie pomaga w tym nawet elektroniczny słownik. Staram sie codziennie modlić. Traktuje to trochę jako wyzwanie. Nauka, narzeczeństwo, i tyle pomysłów na czas po nim. Tyle pomysłów, że aż się sam czasem siebie boje. Wczoraj przypomniałem sobie, świadomość 30godzinnego dnia. Pomyślałem sobie.. jak dużo sił potrzeba, by 24h wystarczało. Tak jak wystarcza, każdemu na tej ziemi.

Mam na biurku obraz Jonasza, wrzucanego do morza. Wielka ryba już czycha, żeby go połknąć. Dzięki Ci Lisie, za niego.

Friday, 5 September 2008

Amerykanskie wiewiorki...


... szczegolnie te zyjace na kampusie, przypominaja mi samych Amerykanow. Bardzo otwarte (same probuja zagadac do uczacych sie studentow, nawet zagladajac do nich do pokojow) jednak gdy probuje sie je przytulic, uciekaja... jakby baly sie glebszego kontaktu. Tak i Amerykanie, otwarci jak tylko otwarty czlowiek, wobec czlowieka byc potrafi, a zarazem ,,ksiezeta" powierzchownosci. Powierzchownosci, poniewaz trudno pokusic sie o rozmowe ,,na jakis temat" Ksiazeta, poniewaz maja po mistrzowsku opanowana sztuke milego, wzajemncego obycia ze soba.



Podchodze do tego z duzym dystansem. Duzym jak na moje umiejetnosci ,jako sceptyka. Chociaz sam juz wyrobilem w sobie nawyk, by zaraz po hey, zagaic: ,,how are You", wiem, ze tu nikt nie oczekuje ode mnie odpowiedzi na to pytanie, i znaczy to ni mniej ni wiecej, co po prostu: ,,hey". Amerykanski aktywizm wyczuwa sie w programach TV i w codziennych rozmowach. Mysle, ze wlasnie powierzchownosc pozwala im na tak rozbudowana aktywnosc. Jest prawie regula, by obok uniwersytetu uprawiac na granicy profesjonalizmu jakis sport i z duzym zaangazowaniem uczestniczyc w spotkaniach roznych klubow...


Wyczuwam, po otrzymywanych od Was mejlach, ze nie jestem precyzyjny w moim blogu. Owszem, jestem zafascynowany tutejsza ,,infrastruktura". Tym ze mam do dyspozycji rewelacyjna biblioteke, bardzo przyjazna do nauki (z rozmieszczonymi kanapami, stolikami, klimatyzowana, otwarta do 2 w nocy) w ktorej kazda ksiazke ,,istniejaca na tej ziemi" sciagna mi bez dodatkowych oplat w ciagu 7 dni, w ktorej ksero, kawa i woda sa bez dodatkowych oplat..

Tym, ze infrastruktura sportowa jest ogromna, nowoczesna, i co najwazniejsze dostepna 20 h na dobe, bez dodatkowych oplat. Troche wciagnalem sie w filozofie amerykanskiego sportu. Trzy razy w tygodniu przed zajeciami chodze na basen. Mam takze jazde konna, szermierke, fresbee po niedzielnej Mszy Sw. oraz pilates, piatkowymi poludniami i scianke, czwartkowymi wieczorami.



Owszem, amerykanski sen, jest po czesci zaslugozla tego, ze tutaj sa lozka sprzyjace temu zeby snic. Innymi slowy, zeby nasze marzenia sie spelnialy powinny byc ku temu warunki. Zaczynam rozumiec filozofie, ktora mowi: wszystko jest mozliwe. Po prostu: tutejsze mozliwosci sa zdecydowanie wieksze.

St. Lawrence Univeristy to mala szkola. Budowana na wzor angielskich malych prywatnych szkol dla artystokracji. Zalozona przez angielskiego deputowanego do Izby Lordow. Szkola, w ktorej na 10 studentow przypada jeden pracownik Uniwersytetu: nauczyciel, lub pomocnik nauczyciela. Polozona jest na odludziu. Studenci organizuja sobie czas na kampusie. Jest tu teatr, kino, kosciol, poczta, restauracje i pub, nie powtarzajac sie o ponad 6 hektarowym kompleksie sportowym, posiadajacym obok klasycznych boisk do footbalu amerykanskiego, pilki noznej, baseballu, softballu takze te w Polsce jeszcze mocno nieznanych jak: lacrosse.

Nie raz przechodzily mi przez glowe mysli, odwolujace sie do moich przyjaciol. Myslalem, ze mogliby skorzystac ze studia nagran, by wreszcie wydac swoje kolejne plyty. Czy skorzystac z funduszow wydawniczych na swoje kolejne publikacje. Uniwersytet przewiduje, ze rozwiniecie potencjalu studenta (glowny cel ksztalcenia w szkolach undergraduate tutaj), moze sie wiazac takze z wydatkami tego rodzaju. Przewiduje je wiec, nie obciazajac tym samego alumna.


Tym jestem zafascynowany. Jednak gdy przyjdzie wreszcie potrzeba rozmowy ,,na jakis temat" stosunkowo najlepiej rozmawia sie ze studentami miedzynarodowymi. Afrykanscy sa najbardziej pogodni, takze wtedy gdy opowiadaja ile radosci daje niedzielna, trzygodzinna Msza Swieta w pekajacym od ludzi kosciele. W Japonii, po pytaniu: ,,how are You?", gdy chce sie odpowiedziec pozytywnie, manifestujac swoja wewnetrzna satysfakcje, po usmiechu na twarzy zaraz powinno sie pojawic: ,,Jestem bardzo zajety". To ponoc szczyt zadowolenia. Wreszcie grupa studentow: z Bosni, Chorwacji, Slowacji, Bulgarii i Macedonii, ktora od czasu do czasu powie cos, co stanowi imitacje Jezyka polskiego, ktorego brak coraz bardziej odczuwam.

Tak, wczoraj wlasnie w takim teamie, ogladalismy film. Czternascie osob, i tylko dwoje Japonczykow reprezentowalo z nas wszystkich jedna, te sama nacje. Popatrzylem na tych ludzi i pomyslalem sobie, ze bardzo ich lubie.


O Polsce porozmawiac sie nie da. Nasze kraj, jego kultura, historia, wklad w dziedzictwo sztuki, kultury, nawet historii USA nie istnieje w swiadomosci przyszlej elity tego spoleczenstwa. I jesli jeszcze wiekszosc wie, ze to kraj europejski i z przewazajaca dominacja rzymskich katolikow, to najwiecej, na co moge sobie pozwolic w czasie rozmowy, to dywagacje o tym, czy nasza stolica to Warszawa czy Krakow. Wyjatek stanowila moja wczorajsza rozmowa z dziewczyna, ktora w ciagu 21 dni zwiedzila ponad 16 miast europejskich (w tym Krakow i Warszawe). Porozmawilsmy wiec o urodzie Krakowskiej Starowki i wybranych obiektow naszej stolicy. Jednak znow wrazeniowo. Bo coz mozna wiedziec, o Europie, gdy spedzi sie w kazdym panstwie dzien, lub co najwyzej dwa. To jednak element tutejszej kultury: wycieczki na kontynenty. Nie do konkretnych miejsc.


Zastanawiam sie nad etymologia ,,Amerykanskich wiewiorek"... jest takie slowo: ,,muts". Mysle, ze dobrze oddaje pewna istotna ceche amerykanskiego spoleczenstwa. Mut - to mieszaniec, slowo uzywane raczej na zwierzeta. Stad nie do uzywania na salonach, jednak nie na tyle obrazliwe, by nie bylo uzywane przez samych Amerykanow, od ktorych sie tego dowiedzialem. Duza czesc, nie jestem na tyle bowiem pewien by napisac wiekszosc, tego narodu to mieszance, majace swoje korzenie gdzies w Europie, gdzies w Azji, gdzies w Afryce czy gdzies w Ameryce. Dobrze obazuja to tutejsze imiona: Martin, Robert, Karma, Fran, Yuki, Jose, Nese, Reed - wszyscy to Amerykanie mieszkajacy obok mnie w akademiku. Mysle, ze ,,Amerykanskosc" nie jest oparta o jezyk. Roznorodnosc akcentow jakie tu slysze jest zadziwiajaca (biorac pod uwage takze moich wykladowcow, prof. Hernandez z Meksyku, pro. Oidarore- z Nigerii). Sam, gdybym uzywam mojego polskiego imienia, tez bylbym traktowany jak swoj. Problem, z tym, ze Krzysiek jest dla nich za trudne. Wychodzi im cos na ksztalt: ,,Kszrek". Stad juz tylko krok do Shrek.

To pierwsza notka, o amerykanskiej kulturze, niby wstep. Gdy bowiem chce sie o niej pisac, trzeba poruszyc co najmniej trzy tematy: amerykanska wiare versus amerykanskiego Ducha, amerykanska kulture seksualna, i amerykanska kulture picia.

Postaram sie o tym jeszcze napisac.

Dzis Niedziela. Od tygodnia Ramadan. Takze tutejsza stolowka przeorganizowala sie, by umozliwic zjedzenie studentom posilku, bardzo wczesnie rano (w nocy!?) . Na kampusie jest trzynastu ,,opiekunow duchowych". Dzis pojde takze na nabozenstwo ,,progressive christian". Doslownie: postepowych chrzescijan, obrazowo: wystep choru gospel . Bylem na ich probie.
Postanowilem ich dzis nagrac. Muzyke zamieszcze tez na blogu.

Uwazam, ze zdecydowanie warto ich posluchac.
Uklony wobec tych, ktorzy dotarli do konca, tego przydlugawego wpisu.

Tuesday, 2 September 2008

Z pamiecia o pani Irenie Sendlerowej.


Dzis Ameryka wspomina zakonczenie II Wojny Swiatowej. Japonia 2 wrzesnia (1 wrzesnia - czasu srodkowoeuropejskiego) podpisala akt bezwarunkowej kapitulacji. Wczesniej Stany Zjednoczone zbombardowaly Hiroszime i Nagasaki.

Zaczalem studiowac biografie pani Ireny Sendlerowej. Ksiazke, podarowal mi Amerykanin, ktory rozemocjonowal sie na wiesc, ze ma do czynienia z Polakiem. Jego babcia pochodzi z Polski. Studiuje historie naszego regionu. Dotarl w ten sposob do sylwetki pani Sendlerowej.

W Polsce jej heroizm jest znany. Czy retoryczne wyda sie pytanie: czy wystarczajaco? Sam uslyszalem o jej bohaterstwie, w zeszlym roku. Mocno mnie poruszylo jej pelne poswiecenie. Zastanawiam sie w jaki sposob moge zorganizowac wydarzenie na kampusie, ktore moze przyblizyc jej osobe, studentom amerykanskim...

W przyszlym tygodniu prof. Sullivan (rektor St. Lawrence) zgodzil sie spotkac w celu omowienia akcji zorganizowania na Uniwersytecie akcji podpisow pod listem do Norweskiego Komitetu Pokojowej Nagrody Nobla. Nie trudno bylo go do tego przekonac. W Stanach, po tym jak Izba Reprezentatow Kongresu uchwalila rezolucje upamietniajaca jej osobe, temat przyznania jej Pokojowej Nagrody Nobla pojawia sie coraz czesciej. Takze w CNN, i CNBC. Podobna rezolucje w Senacie, zglosil Barack Obama, kandydat demokratow na prezydenta.Ciesze sie, ze coraz wiecej pisze sie o tym takze w polskiej prasie. Pracuje w redakcji tutejszej gazety. Przygotowuje artykul na ten temat.

Co do Nobla, moje zdanie na jego temat zmienia sie co roku. Nie podzielam pogladu pana Lecha Walesy, ktory o zeszlorocznym laureacie wypowiadal sie jako o: ,,wyjatkowo trafnym wyborze". Ocenil pana Ala Goera jako ,,bardzo przyzwoitego czlowieka". Nie przecze, ale sadze, ze stawianie go w jednym rzedzie, z Matka Teresa z Kalkuty czyMartinem Luthrem Kingiem, jest subtelnym nieporozumieniem. O tyle slawiennym w skutkach, ze Pokojowy Nobel z racji na zasady jego przyznawania, zawsze traktowany byl jako najbardziej prestizowa z noblowskich odznaczen.

Poki co, chcialbym zeby jak najwiecej osob na kampusie dowiedzialo sie o osobie pani Ireny Sendlerowej. Wspomniany artykul, postaram sie tez opublikowac na blogu.

Licze, ze w tym roku Nobel zostanie przyznany pani Sendlerowej. Gdyby zyla, skonczylaby w przyszlym roku 99 lat. Komitet poinformuje o tegorocznym laureacie w pazdzierniku.




Zdjecia dzieki uprzejmosci: www.irenasendler.org