Tuesday, 30 September 2008
Sunday, 28 September 2008
Gdy otworzysz oczy wydaje ci się już, że widzisz.
Wprogramuję ją w ciągu kilku dni.
Fakt, że jakoś się do tej pory udaje się blogować, to zasługa Błażeja i Kuby. Już dawno chciałem Wam podziękować - notką oczywiście.
Ukłony więc śle!
Saturday, 27 September 2008
Democracy matters.

I co Wy na to? A jednak.
Tuesday, 23 September 2008
I do not believe in UN.

Rozpoczela sie coroczna Sesja Plenarna Zgromadzenia Ogolnego ONZ, w glownej siedzibie w Nowym Yorku przy 760 United Nations Plaza. W budynku podarowanym przez rodzine Rockefelerow przed laty, od dzis spotykaja sie przywodcy calego swiata.
Nowy York, jest okrutnie zakorkowany. I bedzie tak przez najblizsze 6 dni.


Genocide - Vermont Law School.
święty Franciszek i Malwina.
Sunday, 21 September 2008
Sny, o których za dnia się opowiada.

Stacja kolejowa, pod Ottawa. Rozmowa się toczy...
Kiedy się nad tym głębiej zastanowić, widać to z pełną jasnością. Bardzo, bardzo powoli, ziszcza się sen Joschki Fischera, któremu uległem mając 16 lat - o tym, że powstanie kraj o nazwie Europa, wypełniony po brzegi narodem europejskim. Przygotowywałem się wtedy do konkursu wiedzy o Unii. Czytałem o pomysłach na nią.
Długo wczoraj rozmawiliśmy: Igor, Ante, Veronika i ja.
Oto spotykamy się na małej stacji kolejowej pod Ottawą. Kilkoro Amerykanów, Macedończyk żydowskiego pochodzenia, Chorwat, którego matka jest niemiecką Francuzką oraz Słowaczka. Bez zbędnej zwłoki zaczynamy rozmowę jakby przed chwilą urwaną. Albo kiedy wszyscy jesteśmy w Ottawie, z jednakową odrazą patrzymy na manifestację prawych i sprawiedliwych, łysych i złych. Innym razem pusty śmiech wywołują kaprawi starcy w podrasowanych kabrioletach.
Igor, to syn Macedońskiego ambasadora w Waszyngtonie. Chce pójść w ślady ojca. Ante, który jak nikt inny spędza całe doby w bibliotece, studiuje kandzie (chiński alfabet) ,by w przyszłości zasilić chorwacką dyplomację w Pekinie. Veronika chce się szczęśliwie zakochać.
Nie ma dla nas miejsc zbyt odległych, żeby nie można było do nich pojechać. Nie ma człowieka, z którym nie można było się dogadać, nie ma knajpy, do której nie można wejść. Zatem można, ot tak grać wieczorem w wiejskiej gospodzie w ping-pong z nieznajomą, uśmiechać się i częstować ją papierosem...
Niewiele czasu trzeba było, żeby okrzepnąć zdążyły społeczności rozgrzane jesienią '89. Wystarczyło kilka lat dobrobytu, żeby zepchnąć na margines ludzi i myśli zajętych problemami przeszłości (nawet polityka historyczna kuleje). Nie potrzeba już wskrzeszać Wielkich Węgier, nie trzeba nam Międzymorza, skoro można tam pojechać wygodną autostradą. Wiem, że to po części kapitalistyczna złuda; wiem, że nie każdego na to stać, ale nic to. Wszystko w swoim czasie. Póki co, Joschka Fischer tryumfuje.
Póki co, możemy o takich snach porozmawiać w czasie wycieczki.
Czasem, śnimy cudze sny. Zresztą, nie ważne kto czyje śni.
Ważne, że się spełniają.
Bo we mnie jest zło - o amerykańskich testach
Gdy byłem na drugim roku, doświadczyłem czegoś ciekawego. Dzwoni do mnie ktoś obcy i mówi:
- (chwila milczenia) No wiesz, nie jestem pewny, ale chyba podżeganie do podżegania.
- Wiesz, ja nie wchodzę w takie układy... Także nie ma mowy. Możemy razem poćwiczyć przed egzaminem.
I po jakichś 15 minutach dostaję sms, który tutaj przytaczam w całości: "Tak dla jasności, ja umiem na wykroczenia, ale chciałem sobie usiąść koło Ciebie, bo mogą sie pojawić pytania, do których są wątpliwości (jak to o nakłanianiu do podżegania) i tylko wtedy może bym Cię o coś spytał, a nie ściągał cały test. Ale skoro nie chcesz, to szkoda. Widać, nie solidaryzujesz się z nami. . I tak powodzenia!"
Miałem wrażenie, że było wtedy we mnie samo zło.
W piątek miałem pierwszy test z filozofii. Popatrzyłem chwile na klasę. Nikt, nawet nie podnosił oczu ze swojej kartki. Jedna grupa, jeden obok drugiego.
Uspokoiłem się. Zło które we mnie siedzi, tutaj nie musi się objawiać.
Gdy się nie ma własnej mapy, ludzi trza pytać się o drogę.
Spotkałem Heimat-Kameradkę, czyli 64-letnią Rosemarie. Chodziła na spacery po Breslau-Cosel, czyli po Kozanowie. "Helmut, Helmut patrz, Krzysiek też we Wrocławiu urodzony!" - tak krzyczałą do męża, skacząc po chodniku. W mieszkaniu nie ma drzwi w wucecie. Ma za to akwarelki z Ostrowa Tumskiego. Zaszliśmy razem na kawę do kawiarnii.
NRD jest krajem kontrastu, który bije po oczach. Odnowiona kamienica, pustostan, marmurowy biurowiec, pustostan, pustostan, odnowiona kamienica. Itd. Myślę, że spacery wśród pustostanów z powybijanymi oknami są dość przygnębiające.
Po czterech tygodniach mieszkania pod jednym dachem z obcymi przecież ludźmi, jednak trudno jest się rozstawać. Nie spodziewałem się, że mnie to jakoś obejdzie, ale jednak. Nie wszystkie uczucia z siebie wypleniłem.
- Czy pan jest wyznawcą jakiejś religii?
- Nie.
- To może porozmawiamy na temat: ewolucja czy stwarzanie?
- Nie.
Saturday, 20 September 2008
M.M. / GMW / F
Gazeta Młody Wrocław
Felietony
wysmakowany język.
ma się wrażenie, jakby siedziała nad nimi miesiącami.
wrażenie. przez dopracowanie, nie przez przytłoczenie tematem.
polecam.
z notatek poczynionych pośpiesznie...
Są takie słowa w obcych językach (mówię we wszystkich - bądź pomny, Czytelniku), które zachwycają rytmem, melodią, konotacjami. Niektóre są zastanawiające i mądre; inne sa zabawne. Gdy dotrze się do nich w trakcie urokliwych wieczorów, pozostawiają tym mocniejszą impresję.
Sehensucht (niem.) - czyli tęsknota, ale też i chęć zobaczenia, spotkania. W stosunku do kogoś, ale też melancholijnie. Potem może pojawić się litost' (czes.) - Milan Kundera pisał o tym słowie, że jest i może być zrozumiałe tylko dla Słowian. Nie przepadam za plemiennymi namiętnościami (vide: Euro 2008), ale tu się zgodzę. Jest coś niebywałego w żalu nad kimś, ktory to żal jednocześnie jest refleksją nad własną marnością.
Estetycznie prym wiodą веснушки (ros., wiesnuszki) - czyli 'piegi'. Wiosna, wiesnuszki. Łąki, kwiaty, len, wianki, kochanki. Zawsze jest też הויז (jidysz, hois) - po żydowsku dom. Ten, w którym tnie się cukierek na tyle części, by dla każdego starczyło. Ale też - nie ta matka, co urodziła, ale ta, która wychowała - jak mówił dziadek. Czas na związane z tym: פולין (hebr., Polin) - czyli miejsce, gdzie można odpocząć.
Wiele jest takich słów, do których się wraca, bo nie dają spokoju. Przez te wieczory, gdy ich się uczy...
Byt określa świadomość?
dla Maćka.
Zamieszkałe w Śródmieściu rody patrycjuszowskie ostentacyjnie obnosiły swoją niemieckość, a gazety węgierskie czytali po kawiarniach tylko studenci prawa, po czym szli się awanturować do ogrodu wokół Muzeum. (...) Peszteńscy mieszczanie śmiali się z awantur urządzanych przez prawników. Tak pisze Gyula Krúdy w tekście "Peszt" datowanym na rok 1918, który publikują Zeszyty Literackie (nr 102, s. 55).
Dzisiaj studenci prawa jedyne awantury, do jakich są zdolni, urządzają na forum internetowym, gdzie besztają obsługę kserografu. Może to i dobrze, że mają tylko takie problemy. Niemniej, chciałoby się, żeby nieroztropne uwagi wykładowcy o potrzebie płacenia za studia spotykały się z większym protestem, niż tylko te kilka lewicujących głosów. Może to kwestia samoświadomości. Może byt opływający w wersal i dolary źle ukształtował tę świadomość.
Sunday, 14 September 2008
o usychaniu




Angielskie słowo ,,insider" oznacza kogoś wtajemniczonego, dobrze zorientowanego w temacie. Myślę, że etymologia słowa dotyka sedna dyplomacji. Posiadanie ,,swojego" człowieka w miejscu interesów. Widzę, na przykład jak polskie media (przynajmniej te internetowe) zdawkowo informują o kampanii prezydenckiej w USA. Przyczyna? Aktualnie, ponad półtora miesiąca przed wyborami nie mają ku temu powodów. Jednak to teraz rozstrzyga się w dużej mierze to, czy nastąpi polaryzacja zwolenników poszczególnych kandydatów. Dziś, w w głowach Amerykanów toczy się dylemat. Potem, jak to logicy nazywają, będzie już tylko utwierdzanie się. Selekcja argumentów, przemawiających za kandydatem którego się wcześniej obrało.
Friday, 12 September 2008
Ja i moje wiewiórki.

Czuje, że trochę odpływam mentalnie. Ilość słówek, konteksty, różnice i podobieństwa wprawiają mnie wciąż w osłupienie. Ten dzień niech się kończy. Na basenie jako jedyny próbowałem wyżyć swoją wewnętrzną frustrację. Skończyłem kilka minut przed północą. To co siedzi we mnie, jest do niewyjaśnienia na zewnątrz, z racji na ograniczoność językową. Dziś, świadomość tego, że przez najlbliższe kilkanaście tygodni będzie podobnie, jest przygnębiająca. Może stanę się intrawertykiem..? Czas pokaże...
W Polsce prasa wspomina wypowiedzi przedstawicieli amerykańskiej administracji na temat polskiego zaangażowania międzynarodowego. Zastanawiam się, jak interpretować słowa pochwał: ,,dobra robota", ,,wielce godna pochwały wizyta" ( na temat L. Kaczyńskiego w Gruzji) biorąc pod uwagę dwa czynniki, takie jak: język dyplomatyczny oraz amerykańską nowomowę (newspeak). To ciekawa kombinacja. W języku codziennym powoduje reakcje podobne do tej, z którą sie spotkałem niedawno; ktoś był mocno zafascynowany tym, że jestem z Polski. Nie miał przy tym bladego pojęcia o naszym kraju. Dlaczego więc mówił wcześniej: Great, awesome!, na wieść o miejscu mojego pochodzenia.
W ostatnich dniach, doszło wśród moich przyjaciół do swoistego wybuchu wirtualnych emocji. Także i ja, zza Oceanu mogłem doświadczyć ich części. Chodzi o mejle, że wspomnę: SPAM, który w ciągu kilku godzin pozbawił wiele osób zdrowego rozsądku (nota bene także i mnie), by potem u osób które nie straciły rozsądku spowodować irytacje, na tyle dużą, by te popełniły maile ,,racjonalizatorskie". Amerykanie nazywają to cyber life. To rzeczywiście działa. Sam na potrzebę chwili, dobrze się podszkoliłem kilka miesiący temu, z ustawowych regulacji dotyczących spamu w Polsce. Jeśli więc, wydarzenia będą miały swoje dalsze konsekwencje, polecam się...
Poczucie humoru WOjtka Partyki, jak zwykle, trafia w sedno. Tęskno mi i do niego.

Czuję, wtedy że powinniśmy się trzymać razem. To znaczy: my i wiewiórki. W końcu to też ssaki. No i ta otwarta mentalność, tych tutejszych na kampusie...


A zdjęcia? Kolejno od góry: wiewiórka podgatunek: drzewna, Adirondack Mountains, St. Lawrence River na kampusie, ścianka do wspinaczki w Central Parku w NY.
Thursday, 11 September 2008
September the 11th.

World Trade Center, Pentagon, baseball... to są symbole Stanów. Odważe się napisać: że baseball to Ameryka. Manhattan, Brooklyn Bridge i Statua Wolności to Nowy York. Biały Dom, Kongres - to Waszyngton. Każdy stan ma swój projekt tablic rejestracyjnych pojazdów. Poprzez logo ze zdjęciem Statuły Wolności, a jeszcze przed kilkoma laty WTC - Nowy York podkreślał swoje ideały, swoją odrębność, swoją tożsamość. Tak samo jak francuskojęzyczny Quebec w Kanadzie, podkreśla poprzez, tekst na każdym samochodzie: ,,J'aime Quebec".
Ataki na WTC i Pentagon, zostały więc potraktowany jako atak na wszystkie Stany. Są to symbole wszystkich. WTC symbol amerykańskiego kapitalizmu, Pentagon - amerykańskiej potęgi militarnej, niedoszły zamach na Biały Dom - na amerykańską demokrację. Każdy Amerykanin który identyfikował się z tymi symbolami w ten sposób został zaatakowany.
Szokiem nie jest tu liczba zabitych i rannych w wyniku tych zamachów. Każdego dnia, na całym świecie z powodu, głodu umiera około 10 000 dzieci. Amerykańskie prawo aborcyjne, które od momentu pełnej legalizacji tego ,,zabiegu" w 1973 roku umożliwiło około 18 mln (!) aborcji. Niektóre dane mówią nawet o 43 mln. Za bardziej wiarygodne uważam jednak, tę zaniżoną sumę. Nie wiem na ile przez rozsądek, na ile przez nadzieję.
W Stanach Zjednoczonych w latach 60 i 70. ub. wieku działała organizacja NARAL, której celem była legalizacja aborcji. Jeden z jej założycieli, dr Bernard Nathanson (który po latach zaprzestał wykonywania aborcji i został działaczem pro-life), tak opisuje działania NARAL: Sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mass mediom i opinii publicznej przekazywaliśmy informacje, że rocznie przeprowadza się w Stanach około miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że naprawdę jest ich około 100 tysięcy. Podczas nielegalnych zabiegów umierało rocznie 200-250 kobiet, ale stale powtarzaliśmy, że śmiertelność jest znacznie wyższa i wynosi 10 tysięcy rocznie. Liczby te zaczęły kształtować świadomość społeczną w USA i były najlepszym środkiem, aby przekonać społeczeństwo, że trzeba zmienić prawo antyaborcyjne. Sfałszowane przez nas dane na temat przerywania ciąży wpłynęły na legalizację aborcji przez Sąd Najwyższy.
W roku 1985 - przeprowadzono 1.588.000 aborcji
Mój pobyt w USA, z punktu widzenia studiów, powodowany jest pracą magisterską. Jej roboczy tytuł to ,,Precedens w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na tle orzecznictwa Sądu Najwyższego USA". Stawiam w niej tezę, że prawo europejskie staje się prawem precendesowym. Pytanie, czy takim jak common law w Wielkiej Brytanii i jej byłych koloniach, czy takim jak amerykańskie? Czy może istnieje trzecia droga, która tworzy pewne specyficzne, autonomiczne cechy prawa europejskiego. Co się z tym wiąże? Czy ETS stanie się Sądem Najwyższym Europy, i czy przypadkiem już się tak nie zachowuje? a jeśli tak, to czy będzie podążać ścieżkami SN w Waszyntonie...?
Zaczynam studiować zasady działania Sądu Najwyższego USA. W połowie listopada, będę w Waszyngtonie, by spotkać się z jednym z asystentów, jednego z sędziów. Pod koniec października spotkam się z przedstawicielem Sądu Najwyższego Kanady w Ottawie, by porozmawiać o funkcjonującym tam prawie common law. Sądy w USA, a Najwyższy szczególnie - mają moc. Większą autonomie i szerszy zakres argumentów jaki mogą używać przy uzasadnianiu, ergo Sąd Najwyższy wyznacza standardy prawa. Ma duży wpływ na amerykańską rzeczywistość. Kiedy dziś zastanawiam się, jakie były moje powody wybrania prawa, jako przedmiotu studiów, próbuje doszukać się czegoś więcej, niż tylko, wyniku eliminacji politechniki. Wiem, że prawo, to dziedzina, która w sposób realny może zmieniać rzeczywistość. Przyznanie komuś uprawnienia do otrzymania stypendium, obniżenie progu przyznawania pomocy socjalnej, wprowadzenie reguł darmowej opieki zdrowotnej to elementy polityki - ,,what". Ale to za pomocą prawa, dokładniej jego dobrej interpretacji, można wprowadzić dobre pomysły w życie - ,,how". Kilka znanych mi dobrych pomysłów na zmiany w Polsce, zostało częściowo utopionych, ponieważ sposób ich realizacji pozostawiał wiele do życzenia. Mam na myśli, ,,4 wielkie reformy" rządu profa Buzka, czy prywatyzacja takich gałęzi polskiego przemysłu jak stocznie
Wczoraj także, zostałem zatrudniony jako jeden asystentów profesora prawa konstytucyjnego. Dwie godziny w tygodniu będę konsultował studentów oraz pomagał mojemu wykładowcy w pisaniu prac naukowych, ergo czytał za niego artykuły i książki, by potem mu je referować.
Wieczory to pisanie maili i listów. Zawsze jestem o kilka do tyłu, za co Was bardzo przepraszam. Słówka, to kolejna moja zaległość. Nie pomaga w tym nawet elektroniczny słownik. Staram sie codziennie modlić. Traktuje to trochę jako wyzwanie. Nauka, narzeczeństwo, i tyle pomysłów na czas po nim. Tyle pomysłów, że aż się sam czasem siebie boje. Wczoraj przypomniałem sobie, świadomość 30godzinnego dnia. Pomyślałem sobie.. jak dużo sił potrzeba, by 24h wystarczało. Tak jak wystarcza, każdemu na tej ziemi.
Mam na biurku obraz Jonasza, wrzucanego do morza. Wielka ryba już czycha, żeby go połknąć. Dzięki Ci Lisie, za niego.
Friday, 5 September 2008
Amerykanskie wiewiorki...



Wyczuwam, po otrzymywanych od Was mejlach, ze nie jestem precyzyjny w moim blogu. Owszem, jestem zafascynowany tutejsza ,,infrastruktura". Tym ze mam do dyspozycji rewelacyjna biblioteke, bardzo przyjazna do nauki (z rozmieszczonymi kanapami, stolikami, klimatyzowana, otwarta do 2 w nocy) w ktorej kazda ksiazke ,,istniejaca na tej ziemi" sciagna mi bez dodatkowych oplat w ciagu 7 dni, w ktorej ksero, kawa i woda sa bez dodatkowych oplat..
Tym, ze infrastruktura sportowa jest ogromna, nowoczesna, i co najwazniejsze dostepna 20 h na dobe, bez dodatkowych oplat. Troche wciagnalem sie w filozofie amerykanskiego sportu. Trzy razy w tygodniu przed zajeciami chodze na basen. Mam takze jazde konna, szermierke, fresbee po niedzielnej Mszy Sw. oraz pilates, piatkowymi poludniami i scianke, czwartkowymi wieczorami.

Owszem, amerykanski sen, jest po czesci zaslugozla tego, ze tutaj sa lozka sprzyjace temu zeby snic. Innymi slowy, zeby nasze marzenia sie spelnialy powinny byc ku temu warunki. Zaczynam rozumiec filozofie, ktora mowi: wszystko jest mozliwe. Po prostu: tutejsze mozliwosci sa zdecydowanie wieksze.
St. Lawrence Univeristy to mala szkola. Budowana na wzor angielskich malych prywatnych szkol dla artystokracji. Zalozona przez angielskiego deputowanego do Izby Lordow. Szkola, w ktorej na 10 studentow przypada jeden pracownik Uniwersytetu: nauczyciel, lub pomocnik nauczyciela. Polozona jest na odludziu. Studenci organizuja sobie czas na kampusie. Jest tu teatr, kino, kosciol, poczta, restauracje i pub, nie powtarzajac sie o ponad 6 hektarowym kompleksie sportowym, posiadajacym obok klasycznych boisk do footbalu amerykanskiego, pilki noznej, baseballu, softballu takze te w Polsce jeszcze mocno nieznanych jak: lacrosse.
Nie raz przechodzily mi przez glowe mysli, odwolujace sie do moich przyjaciol. Myslalem, ze mogliby skorzystac ze studia nagran, by wreszcie wydac swoje kolejne plyty. Czy skorzystac z funduszow wydawniczych na swoje kolejne publikacje. Uniwersytet przewiduje, ze rozwiniecie potencjalu studenta (glowny cel ksztalcenia w szkolach undergraduate tutaj), moze sie wiazac takze z wydatkami tego rodzaju. Przewiduje je wiec, nie obciazajac tym samego alumna.

Tym jestem zafascynowany. Jednak gdy przyjdzie wreszcie potrzeba rozmowy ,,na jakis temat" stosunkowo najlepiej rozmawia sie ze studentami miedzynarodowymi. Afrykanscy sa najbardziej pogodni, takze wtedy gdy opowiadaja ile radosci daje niedzielna, trzygodzinna Msza Swieta w pekajacym od ludzi kosciele. W Japonii, po pytaniu: ,,how are You?", gdy chce sie odpowiedziec pozytywnie, manifestujac swoja wewnetrzna satysfakcje, po usmiechu na twarzy zaraz powinno sie pojawic: ,,Jestem bardzo zajety". To ponoc szczyt zadowolenia. Wreszcie grupa studentow: z Bosni, Chorwacji, Slowacji, Bulgarii i Macedonii, ktora od czasu do czasu powie cos, co stanowi imitacje Jezyka polskiego, ktorego brak coraz bardziej odczuwam.
Tak, wczoraj wlasnie w takim teamie, ogladalismy film. Czternascie osob, i tylko dwoje Japonczykow reprezentowalo z nas wszystkich jedna, te sama nacje. Popatrzylem na tych ludzi i pomyslalem sobie, ze bardzo ich lubie.

O Polsce porozmawiac sie nie da. Nasze kraj, jego kultura, historia, wklad w dziedzictwo sztuki, kultury, nawet historii USA nie istnieje w swiadomosci przyszlej elity tego spoleczenstwa. I jesli jeszcze wiekszosc wie, ze to kraj europejski i z przewazajaca dominacja rzymskich katolikow, to najwiecej, na co moge sobie pozwolic w czasie rozmowy, to dywagacje o tym, czy nasza stolica to Warszawa czy Krakow. Wyjatek stanowila moja wczorajsza rozmowa z dziewczyna, ktora w ciagu 21 dni zwiedzila ponad 16 miast europejskich (w tym Krakow i Warszawe). Porozmawilsmy wiec o urodzie Krakowskiej Starowki i wybranych obiektow naszej stolicy. Jednak znow wrazeniowo. Bo coz mozna wiedziec, o Europie, gdy spedzi sie w kazdym panstwie dzien, lub co najwyzej dwa. To jednak element tutejszej kultury: wycieczki na kontynenty. Nie do konkretnych miejsc.


Postaram sie o tym jeszcze napisac.
Dzis Niedziela. Od tygodnia Ramadan. Takze tutejsza stolowka przeorganizowala sie, by umozliwic zjedzenie studentom posilku, bardzo wczesnie rano (w nocy!?) . Na kampusie jest trzynastu ,,opiekunow duchowych". Dzis pojde takze na nabozenstwo ,,progressive christian". Doslownie: postepowych chrzescijan, obrazowo: wystep choru gospel . Bylem na ich probie.
Postanowilem ich dzis nagrac. Muzyke zamieszcze tez na blogu.
Uwazam, ze zdecydowanie warto ich posluchac.
Uklony wobec tych, ktorzy dotarli do konca, tego przydlugawego wpisu.

Tuesday, 2 September 2008
Z pamiecia o pani Irenie Sendlerowej.

Zaczalem studiowac biografie pani Ireny Sendlerowej. Ksiazke, podarowal mi Amerykanin, ktory rozemocjonowal sie na wiesc, ze ma do czynienia z Polakiem. Jego babcia pochodzi z Polski. Studiuje historie naszego regionu. Dotarl w ten sposob do sylwetki pani Sendlerowej.
W Polsce jej heroizm jest znany. Czy retoryczne wyda sie pytanie: czy wystarczajaco? Sam uslyszalem o jej bohaterstwie, w zeszlym roku. Mocno mnie poruszylo jej pelne poswiecenie. Zastanawiam sie w jaki sposob moge zorganizowac wydarzenie na kampusie, ktore moze przyblizyc jej osobe, studentom amerykanskim...
W przyszlym tygodniu prof. Sullivan (rektor St. Lawrence) zgodzil sie spotkac w celu omowienia akcji zorganizowania na Uniwersytecie akcji podpisow pod listem do Norweskiego Komitetu Pokojowej Nagrody Nobla. Nie trudno bylo go do tego przekonac. W Stanach, po tym jak Izba Reprezentatow Kongresu uchwalila rezolucje upamietniajaca jej osobe, temat przyznania jej Pokojowej Nagrody Nobla pojawia sie coraz czesciej. Takze w CNN, i CNBC. Podobna rezolucje w Senacie, zglosil Barack Obama, kandydat demokratow na prezydenta.

Co do Nobla, moje zdanie na jego temat zmienia sie co roku. Nie podzielam pogladu pana Lecha Walesy, ktory o zeszlorocznym laureacie wypowiadal sie jako o: ,,wyjatkowo trafnym wyborze". Ocenil pana Ala Goera jako ,,bardzo przyzwoitego czlowieka". Nie przecze, ale sadze, ze stawianie go w jednym rzedzie, z Matka Teresa z Kalkuty czyMartinem Luthrem Kingiem, jest subtelnym nieporozumieniem. O tyle slawiennym w skutkach, ze Pokojowy Nobel z racji na zasady jego przyznawania, zawsze traktowany byl jako najbardziej prestizowa z noblowskich odznaczen.
Poki co, chcialbym zeby jak najwiecej osob na kampusie dowiedzialo sie o osobie pani Ireny Sendlerowej. Wspomniany artykul, postaram sie tez opublikowac na blogu.
Licze, ze w tym roku Nobel zostanie przyznany pani Sendlerowej. Gdyby zyla, skonczylaby w przyszlym roku 99 lat. Komitet poinformuje o tegorocznym laureacie w pazdzierniku.


Zdjecia dzieki uprzejmosci: www.irenasendler.org