
Postanowiłem odwiedzić tutejszego proboszcza. Spodobały mi się jego homilie. Mocno do mnie docierały, już od początku. Gdy zastanawiałem się dlaczego, przypomniało mi się parę rzeczy z mojej młodości.
Byłem wtedy w drugiej klasie szkoły średniej. Rozmawiałem z wielebnym Dariuszem. Właściwie to zadawałem pytania, ksiądz odpowiadał. Nie był to więc dialog. Już wtedy przejawiałem dziwne zapędy prawnicze. Dziwiłem się: jak to Bóg nie zważa (czarno-białą retorykę w ten sposób prezentowałem) na to co robimy w ciągu życia? Czyżby ktoś, kto nawróci się na łożu śmierci, choćby w ostatniej sekundzie, (znów ten mój formalizm) zostanie przyjęty do nieba? - pytałem, wyraźnie sugerując odpowiedź, której oczekuje. Dariusz - bez cienia wątpliwości odpowiadał, wyraźnie na przekór moich sugestii. Umawiamy się z Panem Bogiem na denara. I kropka.
Kilka miesięcy temu, razem z x. Muszyńskim (duszpasterzem akademickim od św. Anny z Warszawy) przeprowadziłem audycję radiową pod rozbudowanym tytułem: ,,Zbawienie za dobre zachowanie" - czy chrześcijaństwo to handel wymienny z Panem Bogiem?". Dostałem po niej kilka mejli. Jedną z myśli w nich zawartych postaram się sparafrazować: ,,wszystko zależy od obrazu Pana Boga jaki nosimy w sobie". "Wszystko" - w tym mejlu oznaczało: nasze życie duchowe.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ bedąc w Stanach, dostając od Was mejle i listy, rozmawiając z ludźmi, częściej niewierzącymi lub wierzącymi "inaczej", czy wreszcie po ostatnim spotkaniu z proboszczem (kończył prawo na rzymskim Angelicum, świetnie znający realia europejskiego Kościoła) - mój obraz Boga się zmienia.
Stopniowo, powoli - trochę tak, jak po rozmowach z wielebnym Dariuszem za czasów ogólniaka, po Ćwiczeniach ignacjańskich na początku studiów, konsultacjach duchowych z x. Jurzykiem i Maliną.
Piszę osobiście. Zastanawiałem się, czy blog to dobre medium ku temu. Licznik odwiedzin niedawno przekroczył tysiąc, wyraźnie sugrując, że chcecie czytać to, co piszę. Miałem wpisy które były kompletnymi pomyłkami. Miałem traktujące o tym, jaka jest tu architektura, czy nauka.
Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał o przypowieści o winnicy. O tym, że Stwórca zatrudnia robotników nawet tych wałęsających się bezczynnie u końca dnia. Doświadczenie podpowiada, że najlepsi pracownicy zazwyczaj są szybko rozchwytywani. Ci więc, którzy nawet wieczorem nie mają pracy, nie nadają się praktycznie do niczego.
A Stwórca odnajduje ich. Daje im pracę i wręcza im taką samą zapłatę jak tym, którzy przez cały dzień się trudzili.
Gdy słuchałem o tym z ust amerykańskiego duchownego byłem mocno poruszony, zbudowany. Za czasów ogólniaka widziałem siebie w grupie pracowników ,,rozchwytywanych" - ,,porannych", dziś jednak inaczej patrzę na siebie. Mam nadzieję, że bliżej mi w ten sposób do prawdziwej pokory.
Czytam biografię świętego Pawła. Imponuje mi, ergo: chce być tak dobry jak on. Po części dlatego, wybrałem go jako mówce, którego retorykę studiuje na lekcję z przemówień. Moim celem jest teraz odkryć tajemnicę pisania i mówienia stosowaną przez św. Pawła. Jeśli to co piszę, wyda Wam się autentyczne, oznacza to, że jestem na dobrej drodze.
na zdjęciu - witraże ze świętym Pawłem, w jednym z nowojorskich kościołów.
2 comments:
Krzysztof.. a że tak zapytam. A zdjęcia ty jakieś robisz? Wrzucać byś mógł? Swego otoczenia.
Życzenie spełnione:-) na początek pierwsze zdjęcia z kampusu. Co kilka dni będę starał się dodawać do picassy kolejne albumy.
Post a Comment