Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że po Stanach łatwo się podróżuje, nie wierzcie w to.
Spoglądając na poszczególne stany oraz na całość - trzeba zmienić perspektywę. Podróż w jedną stronę która trwa 7 godzin, to wyprawa często obejmująca zaledwie jeden stan. A tych jest więcej...
Nie ma tu komunikacji typu PKS. Jest Greyhound (duże autobuso-ciężarówki), który jednak swój plan dostosowuje do realiów. To jest czasem, gdy chce się dostać do mało popularnej miejscowości, trzeba wcześniej odwiedzić te bardziej popularne. Nawet, gdy wiąże się to z podróżą naokoło. I tak z wycieczki, która racjonalnie zliczając mile powinna trwać 4 godziny, robi się wyprawa na godzin 12.
Nie widziałem tutaj ani jednego autostopowicza. Nie wiem więc, co się stało z fenomenem amerykańskiego autostopu, który w końcu tu miał swój początek.
Słyszę jakiś głos z sali: są samoloty! To prawda. Proszę jednak uwzględnić, że na samolot powinno się stawić wcześniej, przynajmniej godzinę. Poza tym lotniska są na obrzeżach miast, co się więc z tym wiąże, do czasu lotu należy dodać czas dojazdu do centrum. Czasem jest on dłuższy od samego lotu.
Amtrak - czyli PKP, tyle jak to w Ameryce - znów większy, z większymi torami, przedziałami, właściwie z boku patrząc sprawia wrażenie pociągu z ładunkiem nuklearnym. Hmm... może to przez swoje srebne stalowe ściany zewnętrzne przypomina ten z filmów z udziałem Jamesa Bonda.

Czekam na Malwinę... może kiedyś do mnie przyjedzie. Z Chicago na mój uniwersytet Świętego Wawrzyńca (Saint Lawrence) jest obrazowo pisząc: tak jak z Wrocławia do Rzymu. Będzie to więc wyzwanie.
Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że po Stanach łatwo się podróżuje, spytajcie się co ma na myśli.

Spoglądając na poszczególne stany oraz na całość - trzeba zmienić perspektywę. Podróż w jedną stronę która trwa 7 godzin, to wyprawa często obejmująca zaledwie jeden stan. A tych jest więcej...
Nie ma tu komunikacji typu PKS. Jest Greyhound (duże autobuso-ciężarówki), który jednak swój plan dostosowuje do realiów. To jest czasem, gdy chce się dostać do mało popularnej miejscowości, trzeba wcześniej odwiedzić te bardziej popularne. Nawet, gdy wiąże się to z podróżą naokoło. I tak z wycieczki, która racjonalnie zliczając mile powinna trwać 4 godziny, robi się wyprawa na godzin 12.
Nie widziałem tutaj ani jednego autostopowicza. Nie wiem więc, co się stało z fenomenem amerykańskiego autostopu, który w końcu tu miał swój początek.
Słyszę jakiś głos z sali: są samoloty! To prawda. Proszę jednak uwzględnić, że na samolot powinno się stawić wcześniej, przynajmniej godzinę. Poza tym lotniska są na obrzeżach miast, co się więc z tym wiąże, do czasu lotu należy dodać czas dojazdu do centrum. Czasem jest on dłuższy od samego lotu.
Amtrak - czyli PKP, tyle jak to w Ameryce - znów większy, z większymi torami, przedziałami, właściwie z boku patrząc sprawia wrażenie pociągu z ładunkiem nuklearnym. Hmm... może to przez swoje srebne stalowe ściany zewnętrzne przypomina ten z filmów z udziałem Jamesa Bonda.

Czekam na Malwinę... może kiedyś do mnie przyjedzie. Z Chicago na mój uniwersytet Świętego Wawrzyńca (Saint Lawrence) jest obrazowo pisząc: tak jak z Wrocławia do Rzymu. Będzie to więc wyzwanie.
Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że po Stanach łatwo się podróżuje, spytajcie się co ma na myśli.

No comments:
Post a Comment