Wednesday, 29 October 2008

Korespondencja z USA.

Rafal Kaczmarek, w piatek (31. pazdziernika lub w Haloween, jak kto woli;-)) poprowadzi popoludniowa audycje w Radiu Mlody Wroclaw (link do radia w bocznym pasku bloga pod haslem: Radio Mszy Warte). Bedzie mozna jej sluchac poprzez internet.

W godzinach miedzy 17:00 a 18:00 czasu polskiego, na godzine stane sie korespondentem z USA. Rozmowa na zywo na temat wyborow w Stanach. Zaczniemy od tego, dlaczego sa we wtorek, a potem wiele wizualizacji tego jak wyglada Ameryka na kilka dni przed wyborami.

Domyslam sie, ze kazdy nawet srednio zainteresowany wyborami, byl bombardowany wiadomosciami w tym temacie w ostatnim czasie. Stad nie bedziemy mielic tego wszystkiego raz jeszcze. Postaramy sie porozmawiac na konkretne tematy.

Dlaczego wygra Obama?
Dlaczego wspolczuje Bushowi Jr?
Dlaczego dla Polski sie nic nie zmieni?
Dlaczego Amerykanie taka wage przywiazuja do glowy panstwa?
Dlaczego w Stanach nie ma mlodych konserwatystow?

Radio Mlody Wroclaw. Piatek, godzina: 17:00-18:00. Serdecznie zapraszam.

Snowing.


New passion?




Na koniec Ramadanu...






jest impreza.

CANADA experience.



Louis i Alexandre (pierwsi z lewej) nie maja "ojczystego" jezyka. Od urodzenia mowia dwoma. Pytam sie, "w ktorym myslicie", odpowiadaja w sposob oczywsty: ,,wiesz, to zalezy, ktorym mowimy".


My international experience. My team.

z serii: wschody slonca.





gdzies nad Frankfurtem.

Sunday, 26 October 2008

Tonacy okret Republikanow.

"Podczas gdy czasy są ciężkie, selekcja nowego prezydenta jest łatwa. Po blisko dwóch latach zmagań i brudnej kampanii, senator Barack Obama z Illinois udowodnił, że stanowi najlepszy wybór, aby zostać 44. prezydentem Stanów Zjednoczonych"

"Stany Zjednoczone są umęczone i dryfują po ośmiu latach złego przywództwa prezydenta Busha. Obarcza on swego następcę dwoma wojnami, zszarganym w świecie wizerunkiem i rządem, który systematycznie pozbawianym możliwości ochrony i pomocy swym obywatelom"

"Obama potrafił sprostać wyzwaniu za wyzwaniem, rosnąc jako przywódca i nadając realny kształt swym wcześniejszym obietnicom nadziei i zmian"

New York Times/ 26/10/08

Thursday, 23 October 2008

Przyjechala.


i nic juz wiecej nie trzeba pisac.

Wydarzenia nabierają tempa.






The Indian Summer has fallen.

Indian Summer, to pora roku występująca tylko w tej części kontynentu amerykańskiego. Chodzi więc o północno-zachodnią część stanu Nowy York. Przez dwa ostatnie tygodnie ciepłe powietrze znad Oceanu przynosiło, także nad mój kampus - wyśmienitą pogodę. Temperatura nie schodząca poniżej 80 Fahrenheitów (około 20 Celsjusza), niebo - nawet bez odrobin pozostałości chmur oraz orzeźwiające powietrze. Dla samego powietrza, na dwa tygodnie Indian Summer (tyle trwa ta amerykańska pora roku) przyjeżdżają w te okolice poeci i pisarze z całej wschodniej Ameryki, by w tych inspirujących warunkach tworzyć. Drzewa zmieniają kolory każdego dnia, temperatura zachęca do wylegiwania się na trawie i ten wiatr. Przypomniał mi o moim wciąż niegasnącym pragnieniu, by mieszkać w miejscu, gdzie ciągle wieje.

Czy skupiamy swoją uwagę na drzewie, czy powinniśmy widzieć cały las?

Na Columbia University w ostatni wikend odbyła się konferencja Amerykańskiego Stowarzyszenia Prawników, zajmujących się prawem międzynarodowym. Tematy o tyle w USA aktualne, ponieważ zazwyczaj międzynarodowe Trybunały są zakładane przy wspóudziale USA i przy ich znaczącym wsparciu. Zastanawiano się także, w jaki sposób prawo powinno regulować międzynarodowy obrót finansowy. Pojawiały się pomysły na globalną instytucję kontrolną, która czuwałaby nad płynnością wymiany między sektorami rynku. Miałem wrażenie, że jakby bez dyskusyjnie (naturalnie, bez wątpliwości) wszyscy przeszli nad tematem, czy takie instytucje w ogóle powinny istnieć. Słowem, nikt się nie zastanawiał nad pytaniem czy w ogóle prawo powinno regulować te kwestię.

Widzialna ręka rynku.

Kryzys finansowy odczuwają wszyscy. Czesne za studia oraz bilety lotnicze znów drożeją. Dolar idzie w górę. Widzialna ręka rynku czyli pan Paulson, próbujący wciąż przekonać Kongres do kolejnych planów ratowania gospodarki. Jestem fanem Janusza Korwina-Mikke. Znam jego poglądy na temat pomysłów ratowania gospodarki przez rząd. Sugeruje (oczywiście), że rząd powinien pozwolić na upadek firm. Że znajdzie się wiele banków które przejmą pozostałości po bankrytach. Korwinn-Mikke pisze, że to tylko stworzy niebezpieczny precedens, oraz zachęci inne firmy do nieuczciwego zachowania.

Nie jestem przygotowany do dyskusji. Nie jestem ekonomistą. Wiem, że amerykańska gospodarka jest trylionowa. Suma przeznaczona przez rząd na pomoc z punktu widzenia polski jest niewyobrażalnie duża. Gospodarka amerykańska jest jednak w stanie ją udźwignąć. Istnieje obszar ideologii: czy pieniądze podatników powinny pójść na finansowania nieuczciwych zachowań bankierów z Wall Street? Oczywiście, że nie. Jednak Paulson miał rację, gdy zapytany przez kongresmena Raddicka: ,,Co Pan powie ludziom, gdy przeznaczymy ich pieniądze na ratowanie grubych ryb z Wall Street?" ten odrzekł: ,,że gdy tego nie zrobimy, mogą stracić pracę". Pytanie więc, czy te prawdopodobieństwo jest realne? Czy krach całego systemu, jest lub był możliwy?

Faszyzm.

Stany Zjednoczone tylko raz w swojej historii notowały widoczną emigrację. Był to koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku. Ogromny kryzys który spotkał tamtejszą gospodarkę, odbił się czkawką także Europie. Minęło wtedy dziesięc lat, i kryzys gospodarki Niemieckiej wyniósł Hitlera i jego pomysły, ewoluujące wokół faszyzmu. Coś podobnego działo się we Włoszech Mussoliniego. Wydaje mi się, że oprócz tego, że ceny się podniosły (czesne w mojej szkole o 6 000$ rocznie), to Amerykanie, na chwilę obecną nie czują się zagrożeni. Nie wiem, na ile przez realną potęgę tego kraju, na ile przez temperaturę emocji, do których doprowadzają ich nadchodzące wybory.

Świnia pomalowana szminką, nadal pozostaje świnią.

Jeden z nich jest czarny, drugi biały. Pierwszy jest wysoki, drugi niski. Młody i zdecydowanie starszy. Ten pierwszy to demokrata. Drugi to republikanin. Moim zdaniem, ta ostatnia cecha przesądzi o zwycięzcy w tegorocznych wyborach prezydenckich. Dlaczego więc wygra Obama?



Amerykanie noszą złe uczucia wobec odchodzącego Busha. Jego ewentualny następca jest najstarszym w historii ubiegającym się o pierwszą kadencję kandydatem na prezydenta. Jest po przejściach wojennych, chorobie nowotworowej, niewyjaśnionych dokładnie problemach z sercem. W dzisiejszym wydaniu New York Times pisze, o 300-stronnicowym raporcie na temat zdrowia McCaina. Skupia się na nieścisłościach. Raport zdrowia Obamy, w każdej rubryce informuje: excellent. Tylko z tego powodu, w tabelce (sondażu) który zamieściłem niedawno na blogu, dodałem panią Palin jako ewentualnego prezydenta. Część ludzi, także republikanów, nie głosuje na McCaina ponieważ gdyby zmarł, jego funkcję do końca kadencji przejmie Sarah Palin. Gdy jeszcze niektórzy są pod wrażeniem życiorysu McCaina, tak po ostatnich wypowiedziach Palin, ich wspólne notowania idą w dół.


Tylko w tym roku, próg wieku wyborczego przekroczy prawie cztery miliony osiemnastolatków. Młodzi to największy potencjał Obamy. Uniwersytety wspierają go finansowo, profesorowie i artyści (nawet Ci którzy do tej pory nigdy nie wypowiadali się na te tematy np. Dylan) pojawiają się na jego konwencjach.


Obama zachwyca elokwencją i wspaniałą sztuką porywania słowem. Świetnie przemawia. Na retoryce, analizowaliśmy minuta po minucie pierwszą debatę. Analizowaliśmy też jego przemówienie podczas jednej z konwencji. Potrafi w ciągu kilku minut pokazać swoje niewątpliwe plusy. Wprawdzie trochę brakuje mu jeszcze do Clintona (do takiego wniosku wspólnie doszliśmy w czasie analizy), ale nie zmienia to faktu, że słuchanie jego przemówień jest przyjemnością.



Czy kandydaci różnią się programami? Aborcja, edukacja seksualna, kara śmierci - to wbrew pozorom sfery, w których nie ma pomiędzy nimi znaczących różnic. W Stanach istnieje duży problem przemocy seksualnej. W zeszłym semestrze na kampusie mojego Uniwersytetu również miały miejsce kilka gwałtów. Wszędzie widać prewencję: plakaty, adwokaci, psychologowie, spotkania, pikniki. Moim zdaniem, o efekt uboczny totalnego otwarcia Amerykanów także w sferze seksu.




Ponad 47 milionów Amerykanów nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Amerykańska służba zdrowia, to pewnie temat na wiele artykułów. Piszę jednak o tym, ponieważ właśnie pole opieki zdrowotnej stanowi dla Obamy najdonoślejszy przykład: ,,Change" - hasła które Demokraci lansują od początku i które jak się okazało, było najlepszym z możliwych.



Polityka zagraniczna? Nie ma różnicy co do ,,what". Różnica widoczna to: ,,how". Stąd Obamie wciąż Republikanie zarzucają naiwność i zbytnią uległość. Pod lupę bierze się szczególnie stosunki z Rosją. Trochę taka reminescencja polskiej kampanii, gdy Donaldowi Tuskowi zarzucano naiwność w lansowaniu ,,ugodowości" w polityce zagranicznej.



Sarah Palin, która na początku wywołała entuzjazm (swoim życiorysem, i swoim temperamentem) dziś okazuje się ciągnąć McCaina w dół. Miała kilka niefortunnych wypowiedzi, do tego cały motyw ,,the bridge to nowhere". Skończyło się na wrażeniu, że nie jest przygotowana do bycia wice-prezydentem. No i te ciągłe żarty-groźby demokratów: ,,Czy chcecie aby Waszym prezydentem była Palin? (w razie śmierci McCaina) - u niektórych moga powodować gęsią skórkę - jednak wywołują skutecznie efekt zamierzony.




Obama, również miał kilka niefortunnych wypowiedzi, jak ta na temat Palin (o szmince i świni, potem wysubtelnionej na rybę i gazetę) jednak wszystko wydaje się wskazywać, że nic nie przeszkodzi mi w zostaniu kolejnym prezydentem. Swoją drogą, to pierwsza kampania, kiedy przez istotnę jej część dyskusja toczyła się na poziomie wice-prezydentów. Najlepszy to dowód, że gdyby Republikanie bardziej dopracowali image i styl pani Palin, mogłoby być jeszcze gorąco przez dłuższy czas.

Szkoła?



Zamieściłem w bocznym pasku bloga pierwszą galerię. To zdjęcia z kampusu z czasu Indian Summer, gdy była u mnie Malwina. Co kilka dni będę starał się zamieszczać kolejne. W szkole wszystko nabiera tempa. Przygotowuje przemówienie przeciw karze śmierci, piszę eseje-analizy artykulów Sędziów Sądu Najwyższego, biegam na szermierkę (chyba się wkręciłem), zaliczam pierwsze egzaminy. Minął półmetek.

Piszecie do mnie czasem, ,,nie masz czasu tęsknić". Macie racje. I nie macie zarazem.
Sami wiecie.

Wednesday, 8 October 2008

Justice versus Love?


Postanowiłem odwiedzić tutejszego proboszcza. Spodobały mi się jego homilie. Mocno do mnie docierały, już od początku. Gdy zastanawiałem się dlaczego, przypomniało mi się parę rzeczy z mojej młodości.

Byłem wtedy w drugiej klasie szkoły średniej. Rozmawiałem z wielebnym Dariuszem. Właściwie to zadawałem pytania, ksiądz odpowiadał. Nie był to więc dialog. Już wtedy przejawiałem dziwne zapędy prawnicze. Dziwiłem się: jak to Bóg nie zważa (czarno-białą retorykę w ten sposób prezentowałem) na to co robimy w ciągu życia? Czyżby ktoś, kto nawróci się na łożu śmierci, choćby w ostatniej sekundzie, (znów ten mój formalizm) zostanie przyjęty do nieba? - pytałem, wyraźnie sugerując odpowiedź, której oczekuje. Dariusz - bez cienia wątpliwości odpowiadał, wyraźnie na przekór moich sugestii. Umawiamy się z Panem Bogiem na denara. I kropka.

Kilka miesięcy temu, razem z x. Muszyńskim (duszpasterzem akademickim od św. Anny z Warszawy) przeprowadziłem audycję radiową pod rozbudowanym tytułem: ,,Zbawienie za dobre zachowanie" - czy chrześcijaństwo to handel wymienny z Panem Bogiem?". Dostałem po niej kilka mejli. Jedną z myśli w nich zawartych postaram się sparafrazować: ,,wszystko zależy od obrazu Pana Boga jaki nosimy w sobie". "Wszystko" - w tym mejlu oznaczało: nasze życie duchowe.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ bedąc w Stanach, dostając od Was mejle i listy, rozmawiając z ludźmi, częściej niewierzącymi lub wierzącymi "inaczej", czy wreszcie po ostatnim spotkaniu z proboszczem (kończył prawo na rzymskim Angelicum, świetnie znający realia europejskiego Kościoła) - mój obraz Boga się zmienia.

Stopniowo, powoli - trochę tak, jak po rozmowach z wielebnym Dariuszem za czasów ogólniaka, po Ćwiczeniach ignacjańskich na początku studiów, konsultacjach duchowych z x. Jurzykiem i Maliną.

Piszę osobiście. Zastanawiałem się, czy blog to dobre medium ku temu. Licznik odwiedzin niedawno przekroczył tysiąc, wyraźnie sugrując, że chcecie czytać to, co piszę. Miałem wpisy które były kompletnymi pomyłkami. Miałem traktujące o tym, jaka jest tu architektura, czy nauka.

Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał o przypowieści o winnicy. O tym, że Stwórca zatrudnia robotników nawet tych wałęsających się bezczynnie u końca dnia. Doświadczenie podpowiada, że najlepsi pracownicy zazwyczaj są szybko rozchwytywani. Ci więc, którzy nawet wieczorem nie mają pracy, nie nadają się praktycznie do niczego.

A Stwórca odnajduje ich. Daje im pracę i wręcza im taką samą zapłatę jak tym, którzy przez cały dzień się trudzili.

Gdy słuchałem o tym z ust amerykańskiego duchownego byłem mocno poruszony, zbudowany. Za czasów ogólniaka widziałem siebie w grupie pracowników ,,rozchwytywanych" - ,,porannych", dziś jednak inaczej patrzę na siebie. Mam nadzieję, że bliżej mi w ten sposób do prawdziwej pokory.

Czytam biografię świętego Pawła. Imponuje mi, ergo: chce być tak dobry jak on. Po części dlatego, wybrałem go jako mówce, którego retorykę studiuje na lekcję z przemówień. Moim celem jest teraz odkryć tajemnicę pisania i mówienia stosowaną przez św. Pawła. Jeśli to co piszę, wyda Wam się autentyczne, oznacza to, że jestem na dobrej drodze.

na zdjęciu - witraże ze świętym Pawłem, w jednym z nowojorskich kościołów.

Tuesday, 7 October 2008

Święty Wawrzyniec i Greyhound.



Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że po Stanach łatwo się podróżuje, nie wierzcie w to.

Spoglądając na poszczególne stany oraz na całość - trzeba zmienić perspektywę. Podróż w jedną stronę która trwa 7 godzin, to wyprawa często obejmująca zaledwie jeden stan. A tych jest więcej...

Nie ma tu komunikacji typu PKS. Jest Greyhound (duże autobuso-ciężarówki), który jednak swój plan dostosowuje do realiów. To jest czasem, gdy chce się dostać do mało popularnej miejscowości, trzeba wcześniej odwiedzić te bardziej popularne. Nawet, gdy wiąże się to z podróżą naokoło. I tak z wycieczki, która racjonalnie zliczając mile powinna trwać 4 godziny, robi się wyprawa na godzin 12.

Nie widziałem tutaj ani jednego autostopowicza. Nie wiem więc, co się stało z fenomenem amerykańskiego autostopu, który w końcu tu miał swój początek.

Słyszę jakiś głos z sali: są samoloty! To prawda. Proszę jednak uwzględnić, że na samolot powinno się stawić wcześniej, przynajmniej godzinę. Poza tym lotniska są na obrzeżach miast, co się więc z tym wiąże, do czasu lotu należy dodać czas dojazdu do centrum. Czasem jest on dłuższy od samego lotu.

Amtrak - czyli PKP, tyle jak to w Ameryce - znów większy, z większymi torami, przedziałami, właściwie z boku patrząc sprawia wrażenie pociągu z ładunkiem nuklearnym. Hmm... może to przez swoje srebne stalowe ściany zewnętrzne przypomina ten z filmów z udziałem Jamesa Bonda.



Czekam na Malwinę... może kiedyś do mnie przyjedzie. Z Chicago na mój uniwersytet Świętego Wawrzyńca (Saint Lawrence) jest obrazowo pisząc: tak jak z Wrocławia do Rzymu. Będzie to więc wyzwanie.

Jeśli ktoś Wam kiedyś powie, że po Stanach łatwo się podróżuje, spytajcie się co ma na myśli.

Monday, 6 October 2008

Plac Uniwersytecki we Wrocławiu... hmmm...

Osobiście, bardziej podoba mi się system studiów, który wypuszcza studentów na Święta Bożego Narodzenia, już jako przerwę semestralną, po egzaminach. Gdybym miał na to wpływ skróciłbym pierwszy semestr kosztem września. Drugi semestr też uległby mutacji. To jest wakacje rozpoczynałyby się w czerwcu. Taki oto manifest kreśle, gdy w Polsce powoli rozpoczyna się pierwszy semestr akademicki, u mnie ten powoli dobiega półmetku.

Tymczasem brać studencka zapełniła opustoszały z okresu wakacji Wrocław.
'

Póki co, pozostają mi oczy wyobraźni.


Sunday, 5 October 2008

Ile kosztuje amerykański prezydent?


Temat rozpoczynam dopiero teraz, po części z przekory, trochę z ostrożności. Bynajmniej, nie z przekory wobec czytelników, którzy już jakiś czas temu, objawiali głód wiadomości o kampanii prezydenckiej w USA. Ta amerykańska jak żadna, rozpoczyna się wyjątkowo wcześnie przed wyborami (pierwsze reklamówki partie w Kalifornii puszczały w czerwcu 2006 roku). Nie chciałem ulec temu monotematyzmowi jaki uprawiają amerykańskie media, i stąd mój blog pościł od wiadomości związanymi z wyborami . Dłużej się jednak nie da. Pora rozpocząć serię wpisów, które traktują o tym jak funkcjonuje amerykańska demokracja.

Wspomniana przeze mnie ostrożność podyktowana jest z kolei natłokiem informacji oraz ich złożonością. Nie chciałem dzielić się jedynie wrażeniami oraz chwilowymi uniesieniami. Nie trudno o takie. Jednak co do istoty, nic poza zamieszaniem w myślach nie wnoszą.

Czy amerykańską demokrację można nazwać "good society" ? Temat złożony, nie na jeden wpis, nie na dziesięć. Postaram się ugryźć go z kilku stron. Amerykański system wyborczy na pewno zasługuje na uwzględnienie w tym dyskursie.

Abraham Lincoln, pewnie mocno dziś wzdycha (zakładam, że w niebie), gdy patrzy na to, w jaki sposób Amerykanie "zdobywają" Biały Dom? Jego kampania w 1860 roku kosztowała 100 000$. Kampania Georga Busha Seniora to suma rzędu 59 milionów dolarów. Rekord wszechczasów ustanowiła ubiegła suma wydana w czasie ostatniej kampanii: 693 miliony dolarów.

Dziś wiadomo już, że tendencja wzrostu wydatków została utrzymana. Nikt jednak nie spodziewał się, że tegoroczna kampania zwiąże się z tak ogromną sumą. Do tej pory kandydaci partii około miliarda (!) dolarów, a do wyborów jeszcze około 30 dni. Szacuje się, że wydatki mogą zwiększyć się, w stosunku do kampanii za czasów Bush-Kerry - o 100%.

Owszem, polityka to nie zabawa dla biednych. W Indiach żyje człowiek imieniem: Ajiti Kumara Jaina, który startował do parlamentu siedem razy, wydając na swoje kampanie sumy rzędu 4$. Nigdy się nie dostał. W Stanach, sumy wydane na kampanię, są pierwszym znakiem, tego kto ją wygra. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, 8 na 10 razy, wygrywał kandydat, który więcej wydał na swoją kampanię.

Póki co demokraci (z Obamą na czele) wydali prawie dwa razy więcej na swoją kampanię niż republikanie.

Jak to wygląda w Polsce? Prezydent Wałęsa w 1995 wydał około 750 000$ na swoją kampanię. Według specjalistów od marketingu, wypromowanie nowego artykułu spożywczego w Polsce (np. masła) kosztuje dwa razy więcej. Wypromowanie prezydenta Kaczyńskiego kosztowało około 15 mil. $.

Napoleon zwykł mawiać: ,,by prowadzić wojnę i by ją ostatecznie wygrać potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy". Obecna kampania to na pewno daleka od Polskich realiów batalia o wyciąganie wzajemnych brudów z przeszłości. Obaj kandydaci mają piękne życiorysy. Nie zmienia to faktu, że wojna trwa.

Kto za to płaci? Gdy popatrzy się na tabelę największych sponsorów, już na pierwszy rzut oka parę rzeczy wydaje się ciekawych.

Wśród 10 największych wpływów u Obamy, 4 figurują jako Uniwersytety, także jego rodzimy Harvard. To typowe dla demokratów. Wspieranie wolności idnywidualnej i liberalnego myślenia. Połowa firm o największych wkładach, ma swój udział w kampanii demokratów, jak i republikanów. Zauważa się wprawdzie, większe wpłaty dla Obamy, ale i dla McCaina też są one wysokie. Firmy dbają, by ich pieniądze nie zmarnowały się. Swoją drogą, interesujące będzie to, jak będą się układały relację pomiędzy przyszłym prezydentem, a grupami interesu, które go wspierają tak obficie w czasie kampanii.

Większość pieniędzy pochłaniają rzecz jasna reklamówki telewizyjne. Czasem wydaje mi się, że ludzie którzy pracują dla partii, przy oprawie ich konwencji jednocześnie pracują dla przy Gali rozdania Oscarów. Na zdjęciu na początku artykułu: Konwencje Dempoktatów w Denver. Pieniądze i jeszcze raz pieniądze - jak mawiał Napoleon.

Chciałem zatytułować serię wpisów o amerykańskiej demokracji: "Good society". W połowie tego artykułu jednak zmieniłem pierwotną wersję. I choć nadal uważam, że amerykańskie społeczeństwo obywatelskie można nazwać wcześniej wspomnianym przymiotnikiem, to już ten artykuł nie zawiera na to dowodów. Wróce więc do tej myśli.

Sądzę, że cokolwiek będzie się o amerykańskiej kampanii myślało, mówiło czy pisało, warto jakby przed nawias, wyciągnąć fakty związane z jej kosztami. Choć same w sobie nie stanowią jej treści, to moim zdaniem, przesądzają o jej przebiegu.

Kampania prezydencka w USA to nie zabawa dla biednych. To wojna, przewyższająca kosztami wszystkie wojny prowadzone przez Napoleona.

Ps 42.

Przyjacielowi.

Jak łania pragnie

wody ze strumieni,
tak dusza moja pragnie Ciebie Boże
Dusza moja pragnie Boga,
Boga żywego;
kiedyż więc przyjdę i ujrzę
oblicze Boże?
Łzy stały się dla mnie chlebem
we dnie i w nocy.

Czemu jesteś zgnębiona, moja duszo,
i czemu jęczysz we mnie?

Wszystkie Twe nurty i fale
nade mną się przewalają.

Moja Skało, czemu zapominasz o mnie?

Czemu jesteś zgnębiona, moja duszo
i czemu jęczysz we mnie?

Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem

Czas płaczu i śmiechu
czas szukania i czas tracenia

czas leczenia.

Kohelet 3, wybrane wersy.