
Ladies and Gentelman, będę pisał po polsku...
Przyjechałem na praskie lotnisko międzynarodowe Ruzyne kilka godzin przed planowanym odlotem. Zwiedzałem nowe hangary, zdradzające niedawne oddanie do użytku. Wyobrażałem sobie, jak wygladają domy gdy patrzy się na nie z perspektywy kilometrów. To był mój pierwszy lot, ale nie ekscytowałem się tym. Nie kryłem w swojej duszy Kolumba który odkryje ląd za Oceanem, co raczej strach, że nie mam odpowiedniej szczepionki, lub nie przefaksowałem dokumentu, który przefaksować powinienem. Liczyłem na to, że samolot wystaruje przed wschodem słońca. To wspaniałe. Małe okienko Lufthansy, jakby sugeorowało, aby szanować każdy centrymetr widoku kryjącego się tuż za nim. O 7:00 rano, błądziłem już labiryntami drugiego pod względem wielkości lotniska w Europie. Przesiadka obejmująca dwie kolejne kontrole i byłem na pokładzie AIR Canada. Zaraz obok mnie usiadł fiński profesor fizyki, wracającyz urlopu na jeden z uniwersytetów w Pensylwanii, Holenderski businessman, i szwajcarski student matematyki na Yale. Wtedy poczułem, że mój bilet powrotny realizuje dopiero za kilka miesięcy. Zacząłem się zastanawiać, co czuł Kolumb, gdy odkrywał Nieznane. Lot który przy uwzględnieniu strefy czasowej, trwał tylko godzinę - otworzył przede mną perspektywę najdłuższej w moim życiu (3oh) doby. Chciałem to wykorzystać maksymalnie. Tak jak cały wyjazd... Jak Pan Bóg pozwoli. Zapraszam, do lektury. Piętnaście tygodni pobytu na stypendium w St. Lawrence University.
2 comments:
Czesc Krzys przesylam serdeczne pozdrowienia z Bad W., rowniez od wspolnych znajomych
Jaro
Również, serdecznie pozdrawiam. Szczególnie Birgit. Jej pomoc w pierwszym kontakcie z samolotem, była dla nas z Malwiną nieoceniona. LG.
Z chęcią bym ich odwiedził po powrocie...:-) choćby na jeden wikend.
Post a Comment