Tuesday, 16 December 2008

Amerykanski stres.


Jeszcze dwa dni potrwa w Stanach final exams week. Potem wszyscy sie rozjada, by powrocic na zajecia 25 stycznia. I na mnie przyszedl czas, wylatuje w sobote w nocy.

Wczesniej pewnie doswiadcze centrum relaksacyjnego, ktore stworzono na czas sesji dla studentow na kampusie. Mozna przez kilkanascie minut podlaczyc sie do butli z O2. Jesli czysty tlen nie wystarczy, do dyspozycji jest tez masazysta lub kilka rodzajow elektrycznych foteli z programami wprawiajacymi Cie w swiateczny nastroj. Ciekawe i zabawne zarazem.


Tymczasem, jeszcze czas na ostatnie listy. Deborah, opiekun studentow miedzynarodowych, ktora dziecinstwo spedzila w iglo na Alasce, a czasy studenckie na Harvardzie, odbyla ze mna kiedys poruszajaca rozmowe - na temat pisania listow wlasnie. Przed kilkoma laty zmarl jej maz, ambasador brytyjski w USA. Dzis, gdy sama ma raka i otwiera jego listy mowi, ze to tak "jakby jego samego w dloniach mogla przytulac". ,,Biorac list, czuje jakbym on sam do mnie mowil". Nigdy nie patrzylem na list jak na siebie, zostawionego komus na zawsze, szczegolnie wtedy, gdy odfrune z tego swiata. Perspektywa Deborah poruszyla mnie.

a moja perspektywa? Czas pokaze co sie ze mna tutaj stalo ...

To byly cztery najbardziej intensywne miesiace w moim zyciu.

*zdjecia z International Law Weekend w Nowym Yorku.

Friday, 12 December 2008

Chce się wracać.

"Z każdym w jego własnym języku".


Mówi do mnie przez oczy. Raczej nie używa słów. Czasem uśmiech przypomni, że powinienem przytulić. Jest ich kilka rodzajów. Na przykład numer 53. Czytam z Twoich myśli. Nie trzeba żebyś mówił. Działa szczególnie wtedy, gdy jest ciężko. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że język miłości pochodzi spoza nas. Jak sama miłość. Pewnie dlatego, że od pewnego czasu, wiem, że Pan Bóg, obdarował mnie. Jak nigdy dotąd.

Brat jednak pójdzie na studniówkę. Temat bardziej kuluarowy, niż domowy. Żyje skrycie w swoim świecie poszukiwań. Nawet mama dzwoni, by wyciągnąć przez starszego, co u drugiego z sąsiedniego pokoju się dzieje. Potrafi zachwycić. Żyje w sposób warty opisania. Nikt chyba nie wie, komu tak naprawdę otwiera swoje serce.

Mama po raz kolejny, ucieknie z dyżuru w Wigilię, by się łzami zalać przy dzieleniu opłatkiem. Z bratem szybko wyrośliśmy. Co roku zaskoczenie tym, jest jakby nowe. Całą siebie by dała. Dzień po dniu, z pełnym poświęceniem. Jest dla mnie święta. Wiem, że dała mi zachwyt ludźmi podobnego materiału.

Gdy tato mi składa życzenia, daje mi odczuć dumę jaką żywi z nas, z bratem. Uścisk dłoni wyczuwa wzajemność. Oszczędność gestów. Widzę jednak, że brat zerka kątem oka. W tym momencie, dzieje się coś więcej. Między nami tyle niewidocznych kręgów oddziaływania. Tato nauczył mnie tego najbardziej.

Babcia niby ta sama, chociaż już prawie sto lat dobiega. Po raz pierwszy jej portret zawiśnie na ścianie. Nauczyła mnie trochę. Ja ją również. Wie już na przykład, że póki się mocno nie zestarzeje, nie założę surdutu. Dziadka, może sobie przypomnieć na inne sposoby. Kobiety kochają, nawet gdy nie widzą. Może dlatego, łatwiej im w Pana Jezusa uwierzyć.

I to wrażenie. Tylko dalej nie wiem, skąd we mnie jest. Że wszystko jest tak, jak być powinno. Bo są Święta.*


Dobrych spotkań w czasie świąt Wam wszystkim. Odnalezienia języka z tymi, których kochacie.

ps. let it snow:-)


*tekst wydrukowały przed rokiem Cztery kartki

Brac studencka i koledy. Candlelight service.



Thursday, 11 December 2008

Kilka godzin w Sadzie Najwyzszym Kanady,













Dziwne miasto. Puste w srodku. Wszyscy pracuja dla rzadu. Po pietnastej, nikogo nie ma na ulicach. Ludzie rozjezdzaja sie po obrzezach. Ottawa zostaje pusta.

Oczami Malwiny kilka chwil.

Nowy York, najpierw zdeptanie Manhatanu w każdym kierunku... Oglądałem ze złotą cierpliwością z Malwiną, architektoniczne cacka Fostera, Gehrego, Ando, Piano...itd. Uwrażliwiła mnie na tą sferę rzeczywistości, nie ukryję tego.

Najmilszy jednak Central Park, o zachodzie słońca, wzdłuż jeziora... z widokiem na panoramę zmęczonego miasta... i długie cienie biegaczy w każdym wieku i kondycji... oraz srebrnowłosa, zgarbiona baletnica, co ją zagadnęliśmy o drogę, a zawiodla nas pod samego McDonalda, opowiedając historię swojego roztańczonego życia.

Saint Lawrence, kampus, to znowu małe, kamienne domki, z rzadka rozsiane, miedzy rozleglymi trawami... nic ze sterylnosci, chłodu jaki dyktowala Malwinie wyobraźnia. Przekonała się też, że poza bezwzględnymi obowiązkami toczy sie tu sielski-anielski czas studencki. Serce stanowi Centrum Studenckie. Obiekt ujawnia przeróżne inicjatywy studenckie: sala taneczno-teatralno-kinowa, "biuro wydawnicze" piątkowej gazety, biura karier, obszerny hall z kominkiem o wylocie na kilku poziomach..i ciche kanapy na wyższych piętrach z widokiem na różne zakątki kampusu...aby poczytac, aby pomarzyć i podrzemać. Kanapy, to jakis szczególny znak tego miejsca: w bibliotece, w holach, owej sali wielofunkcyjnej, a także bujane, drewniane fotele i ławy, ławki, ławeczki na zielonych połaciach...


Poszliśmy też na Mszę Św.... moi afrykańscy podsumowują, ze jest nudna, że ich glęboko "nie dotyka", tak jak ich własne, że potrzebują spędzić w Kościele caly dzień, klaskać, tańczyć, śpiewać... słowem: ciężko im się przestawić. Dla Malwiny i tak bardzo żywe i prawdziwe w postawie ludzi... Szczególnie gdy wszyscy wznoszą wysoko ręce. Na znak pokoju, każdy się ściska lub co najmniej podaje rękę. Ojcze Nasz to już zawsze z trzymaniem się za ręce, po Mszy zaś wszyscy dziękują sobie za obecność... Ksiądz przy wyjściu z Kościoła zagaja, podaje rękę, z wieloma jest po imieniu..


Sunday, 7 December 2008

Odpowiedzi.


Pamietam, gdy bylem maly, nie potrafilem zasypiac. Wciaz przychodzila jakas mysl. Znow, to wrocilo; dlugo czytam siebie przed snem. Dlugo zasypiam. Rozdzialy przyjazni, domu, slowa ktore kiedys uslyszalem. Slowa, ktore kiedys napisalem i wypowiedzialem. Biore wiersz do reki, jakbym zywego Norwida sluchal. Czytam, "Przez wszystko przemawiales do mnie Panie" .

Ja wciaz nie mam odpowiedzi. Milcze wiec.

Przypomnialem sobie ze szkoly nokturny Chopina i rapsodia Brahmsa, co niektore utwory Liszta. Jest tu fortepian. Narazie slucham. Nigdy nie sluchalem przed rozpoczeciem nauki grania. Teraz przed otwarciem nut staram sie to robić. Przyjdzie czas, by zacząć grać, to bez wątpienia.

Teraz jest jednak czas sluchania.





Miasto, a w nim czlowiek.









Para z czyms w tle.

Baletnica z opery nowojorskiej. Hobbistycznie, przewodnik po Central Parku.



Kazdy inny.




Marzenie.


Mloda caryca.




To byl dla nas dobry czas.

Poruszeni.



Friday, 5 December 2008

Chce się wracać.

"Z każdym w jego własnym języku".


Mówi do mnie przez oczy. Raczej nie używa słów. Czasem uśmiech przypomni, że powinienem przytulić. Jest ich kilka rodzajów. Na przykład numer 53. Czytam z Twoich myśli. Nie trzeba żebyś mówił. Działa szczególnie wtedy, gdy jest ciężko. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że język miłości pochodzi spoza nas. Jak sama miłość. Pewnie dlatego, że od pewnego czasu, wiem, że Pan Bóg, obdarował mnie. Jak nigdy dotąd.

Brat jednak pójdzie na studniówkę. Temat bardziej kuluarowy, niż domowy. Żyje skrycie w swoim świecie poszukiwań. Nawet mama dzwoni, by wyciągnąć przez starszego, co u drugiego z sąsiedniego pokoju się dzieje. Potrafi zachwycić. Żyje w sposób warty opisania. Nikt chyba nie wie, komu tak naprawdę otwiera swoje serce.

Mama po raz kolejny, ucieknie z dyżuru w Wigilię, by się łzami zalać przy dzieleniu opłatkiem. Z bratem szybko wyrośliśmy. Co roku zaskoczenie tym, jest jakby nowe. Całą siebie by dała. Dzień po dniu, z pełnym poświęceniem. Jest dla mnie święta. Wiem, że dała mi zachwyt ludźmi podobnego materiału.

Gdy tato mi składa życzenia, daje mi odczuć dumę jaką żywi z nas, z bratem. Uścisk dłoni wyczuwa wzajemność. Oszczędność gestów. Widzę jednak, że brat zerka kątem oka. W tym momencie, dzieje się coś więcej. Między nami tyle niewidocznych kręgów oddziaływania. Tato nauczył mnie tego najbardziej.

Babcia niby ta sama, chociaż już prawie sto lat dobiega. Po raz pierwszy jej portret zawiśnie na ścianie. Nauczyła mnie trochę. Ja ją również. Wie już na przykład, że póki się mocno nie zestarzeje, nie założę surdutu. Dziadka, może sobie przypomnieć na inne sposoby. Kobiety kochają, nawet gdy nie widzą. Może dlatego, łatwiej im w Pana Jezusa uwierzyć.

I to wrażenie. Tylko dalej nie wiem, skąd we mnie jest. Że wszystko jest tak, jak być powinno. Bo są Święta.


Dobrych spotkań w czasie świąt Wam wszystkim. Odnalezienia języka z tymi, których kochacie.


*tekst wydrukowały Cztery kartki rok temu.

Sunday, 16 November 2008

why I respect Him?















Ameryka nigdy nie miała prezydenta:
chodzącego w takich butach
o takim kolorze skóry
z taką determinacją woli
o takiej ambicji
sprzątającego po sobie stolik w kawiarni

tak, potrafisz. Możesz czynić cuda, nawet gdy nie jesteś prorokiem.

Tego się od niego nauczyłem.

-------------------

Resztę czas pokaże.

Thursday, 6 November 2008

Czy istnieje duch amerykański?

Zapraszam na krótką relację z wyborów amerykańskich, dziś o 17:00 w Radiu Młody Wrocław. Opowiem, o tym dlaczego amerykanie potrzebują wierzyć w Obamę? Także o tym, że ten wybór nie uśmiecha się najbogatszym..

Wednesday, 5 November 2008

Speech

Stanowisko Fundacji Pułaskiego.

Barack Obama został prezydentem USA: na Florydzie sprzedaż broni wzrosła o 30%. Miedwiediew militaryzuje Obwód Kaliningradzki. Żyrinowski wróży upadek Stanów Zjednoczonych. Zachodnie państwa beztrosko się radują.

Okres od wskazania wyboru prezydenta elekta do objęcia przez niego urzędu (20 stycznia), może być nacechowany niestabilnością w relacjach USA z innymi krajami, zwłaszcza tymi „umiarkowanie życzliwymi”. Przyjęte jest, że urzędujący prezydent nie podejmuje decyzji o znaczeniu strategicznym do momentu przejęcia władzy przez nowego prezydenta. W tym okresie należy się spodziewać licznych prowokacji ze strony państw nie popierających polityki amerykańskiej w świecie. Ostatnie wypowiedzi prezydenta Miedwiediewa w sprawie rozmieszczenia instalacji militarnych w Obwodzie Kaliningradzkim mogą być przykładem takich działań. Dodatkowo sprzyjający Kremlowi lider rosyjskich komunistów, Władimir Żyrinowski w charakterystyczny dla siebie sposób, już dziś wykrzykuje, że prezydentura Obamy będzie końcem Ameryki.

Amerykanie z założenia zachowują ciągłość w polityce zagranicznej, stąd nie powinniśmy oczekiwać rewizji porozumień zawartych z Polską. Jednak wybór Obamy z punktu widzenia naszych pragmatycznych interesów jest mniej korzystny. Dla przykładu – pomimo, iż Obama był wiceprzewodniczącym Komisji ds. Europejskich w Senacie, nigdy nie zwołał jej posiedzenia. To pokazuje znaczenie Europy, w tym Polski, dla jego polityki zagranicznej. Nadzieję możemy upatrywać w tym, że otoczy się bardziej proeuropejskimi doradcami, którzy uświadomią mu znaczenie zacieśnionej współpracy z krajami europejskimi. Jest to szczególnie istotne w okresie wzrostu mocarstwowych ambicji Rosji czy agresywnej retoryki Iranu oraz talibów.

Prezydentura Obamy będzie miała też pośredni wpływ na Polskę. Obama, ze swoim niekonfrontacyjnym podejściem do uprawiania polityki, daje szanse na odbudowanie pozytywnego wizerunku USA w świecie. Ma to znaczenie dla akceptowalności działań amerykańskich, które Polska często popiera. Dlatego pozytywny wizerunek USA ułatwi nam obronę naszej proamerykańskiej polityki w Unii Europejskiej oraz zmniejszy zagrożenie wobec Polski ze strony wrogów amerykańskich.

Amerykańskie społeczeństwo już przygotowuje się na zmianę władzy w Waszyngtonie. Wraz ze zbliżająca się perspektywą wyboru Baracka Obamy na prezydenta USA zwiększała się sprzedaż broni na Florydzie. Lokalni sprzedawcy tłumaczą, że 33% wzrost sprzedaży w październiku spowodowany jest obawą, że Demokratyczny prezydent wraz z kongresmanami i senatorami zaostrzy przepisy regulujące dostęp do broni.

Wybór Obamy na prezydenta, podobnie jak w przypadku Polskiego premiera, Donalda Tuska, rozbudził ogromne nadzieje w społeczeństwach. Spełnienie tych oczekiwań graniczy z cudem, tak potrzebnym w czasach kryzysu gospodarczego, zarówno Polsce jak i USA.

Autor: Zbigniew Pisarski, prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego

opublikowane za zgodą Fundacji, której jestem członkiem i stypendystą.

Obama w Owalnym Gabinecie.

Obama od kilku dni, puszczał w CNN bardzo długie (drogie) reklamówki. Jakby chciał przyzwyczając niezdecydowanych, że pasuje do Białego Domu. Sceneria prawie jak w Owalnym Gabinecie.

Tuesday, 4 November 2008

That's true genius of America.


Co za człowiek. Co za mowa. Nie uda mi się ukryć. Poruszenie cisnęło się w oczy, serce rozgrzane wybijało rytm, nie potrafiący utrzymać mnie w miejscu. Chce się krzyczeć. Jak antyczna filozofia uczyła, jest nauka która pochodzi z zewnątrz. Ale są też słowa, które usłyszane wywołują coś co od dawna w nas siedziało, od zawsze. Słowa na zewnątrz usłyszane jedynie jakby ocierają kurz z fragmentów duszy, które nosimy w sobie. Obama potrzebował niecałych 7 minut by 100 000 osób zgromadzonych w parku w Chicago powtarzało za nim nim: ,,Yes, we can". Yes , we can. "
Na każde zawołanie, które proponował. Cała Ameryka dziś odpowiada: ,,Yes, we can".

To jest geniusz Ameryki. Oni wierzą, że potrafią. Dziś, gdy mają dwie wojny za granicami. Gdy dopadł ich największy kryzys od wieku. Mają prezydenta, w którego wierzą. Daje im mowy pełne ducha. To duch amerykański jest największym geniuszem tego narodu. Było warto tu przyjechać. Było warto wysłuchać tych mów, rozmawiać z tymi ludźmi, przeżywać ich rozterki. Wreszcie rozumiem, dlaczego ten naród jest wspaniały. Nie widziałem tego nigdy w swoim życiu. Mc Cain w minutę po wstępnych wynikach ze wspaniałą mową do narodu: ,,Będę wspierał Obamę. Kocham ten naród. Dziś, jak nigdy wcześniej. Chce się przyczyniać do jego wzrostu, chcę razem z Wami budować jego potęgę. Niech republikanie przyłączą się do budowy Ameryki. Ja senator McCain zacznę od dziś."



Obama, co za wspaniałe słowa. Co za duch. To nie jest retoryczna tania emocjonalność. On ma w sobie coś co porywa. Cytował Lincolna. Może będzie tak wielki jak on. Dziś, jest pierwszym w historii czarnym prezydentem. Dziś, mniejszość reprezentuje większość. Ameryka wysyła znak w świat. Przypominają się słowa z pierwszej mowy Obamy, sprzed dwudziestu miesięcy: ,,There is no democratic America and republican America. There is no black and white America. There are United States of America."



Przypomina się mowa: ,,I had a dream" Martina Luthera Kinga. Śniło mu się, że w Stanach czarni będą z białymi chodzić do szkoły. Ale nawet jemu nie śniło się wtedy, że czarny zostanie prezydentem. Wybranym w pięknej kampanii, zdecydowanym zwycięstwem.

Co za talent. Potrzebował 8 minut, by 100 tysięcy osób na błoniach w Chicago uwierzyło, że warto było przyjść. Moja babcia, obywatelka Stanów, która wyemigrowała w czasach kryzysu lat dwudziestych ubiegłego wieku, powinna usłyszeć tą mowę. Zadbam o to.

Widze, że Stany uzależniają. To jest coś, co czuje się w powietrzu. Życzę wszystkiego najlepszego Ameryce. Dziś, myślę sobie szczerze w sercu: God bless You Panie Obama. God bless America. Chciałbym się z Panem spotkać. Porozmawiać i zadać kilka pytań.

Wrażenia tuż po wysłuchaniu jego pierwszej mowy, prezydenta elekta. Za kilka dni, zimna analiza treści.

It's time.


Dzisiejszy Economist na okładce zamieszcza Obamę, z rozpiętą marynarką, lewą ręką w kieszeni, prawą zaciśniętą w geście wskazującym na pewność. Amerykańska poza, pokazująca: c,,oś mi się udało". Obama wraca z udanej randki tudzież zdanego egzaminu. Jakby coś się już zakończyło. Jedynie duży napis przypomina: "It's time" -(Nadszedł czas), że najciekawsza część romansu Amerykanów z nowym prezydentem, dopiero przed nami.

Nie wiem skąd we mnie te miłosne porównania. Wiem, że w powietrzu czuje się ekstytację. Na kampusie, trwa "election party". Wystawiono telebim, wspaniała atmosfera. Kampus choć skupia studentów z zamożnych rodzin, jest zdecydowanie bardziej demokratyczny. Nie spotkałem nikogo, kto by się przyznał do głosowania na McCaina.

Paul, mój roomate, zabrał mnie dziś do szkoły podstawowej, w której w ramach wolontariatu jest nauczycielem. Każdy student collegu, powinien w czasie studiów zgromadzić odpowiedni czas odbytych wolontariatów. Wolontariat w Stanach, jednak nie wyklucza otrzymania wynagrodzenia. Tak więc Paul, uczy dzieci matematyki. Dziś, gdy go w tym wspierałem (proszę niech zaznaczę raz jeszcze: uczyłem dzieci matematyki;) zaproponowałem, by pod koniec lekcji zrobić wybory. Zapytaliśmy się dzieci, na kogo zagłosują. Rewelacyjne, gdy uzasadniając swoje wybór mówiły językiem zasłyszanym od rodziców. Obama więc jest "niedobry, bo jest drogi i podniesie podatki".

Przed chwilą w CNN dokonano analizy wyborów na chwilę obecną. Dziennikarz, na mapie stanów, dokonał hipotetycznej analizy tego co może się jeszcze stać tej nocy. Cały czas podkreślając, że ,,nawet gdy zdarzy się cud" i Mc Cain wygra w tym stanie... i w tym stanie.... i w tym stanie... ale to już nawet nie cud... to i tak nie uzyska wymaganej ilości głosów. Amerykanie nie potrafią czekać. Znając obecny wynik (w 17 stanach, o godzinie 21:45) przewidują przewidzieć jak będzie dalej.

Jest to o tyle jeszcze bardziej ekstycujące zważywszy na fakt, że Stany to kilka stref czasowych. W Kalifornii, Waszyngtonie wybory wciąż trwają. W Nowym Yorku wiadomo już, że wygrał Obama.

Rozmawiałem przed chwilą z Malwiną. W Garden Park w Chicago trwa konwencja Obamy. Wyprzedano 70 000 biletów. Szacuje się, że na błoniach wokół może być około miliona osób. Za godzinę przyjedzie tu sam Obama. Malwina też tam jest, a co zobaczy ciekawego, to i ja postaram się Wam przekazać.

Co będzie jutro. To ciekawe, odmienne od Polski. McCain pogratuluje Obamie, podobnie Hillary Clinton. McCain wezwie do jedności i do wspólnego budowania demokracji amerykańskiej. To ciekawe, że choć do ostatniej chwili, kandydaci walczyli o każdy stan, po wyborach, podział ustaje. Oczywiście, zawód części Republikanów, porażka McCaina na pewien czas pozostanie dla niektórych osobistą porażką. Nie ma mowy jednak o znanej nam rodzimym gruncie sprzed laty retoryce dzielącej. Nie będzie Ameryki A i B. To nie byłoby trudne do zorganizowania. Cały wschód i zachód głosuje na Obamę, cały środek Stanów, co do zasady na McCaina. Geograficznie można manipulowac opinią publiczną. Chyba jednak małostkowość tutaj mniejsza lub objawiana w innych płaszczyznach.

Równolegle trwają wybory do Senatu. Póki co, również demokraci wygrywają.

Dziś na zajęciach rozmowy o kandydatach. Analiza przemówień na konwencjach Obamy. "Democracy in action" jak się to nazywa. Trudno wymagać od naszych polityków klasy, umiejętności gdy polityki w demokratycznym jej rozumieniu zaczęli się uczyć dopiero w Sejmie, na Wiejskiej. Warto wcześniej poćwiczyć.

Dostałem od Malwiny książkę: ,,Obama - the history of life". Piękny życiorys. Porywająca historia życia przypominająca "amerykański sen". To może być fenomenalny prezydent.

Czas pokaże.

Wednesday, 29 October 2008

Korespondencja z USA.

Rafal Kaczmarek, w piatek (31. pazdziernika lub w Haloween, jak kto woli;-)) poprowadzi popoludniowa audycje w Radiu Mlody Wroclaw (link do radia w bocznym pasku bloga pod haslem: Radio Mszy Warte). Bedzie mozna jej sluchac poprzez internet.

W godzinach miedzy 17:00 a 18:00 czasu polskiego, na godzine stane sie korespondentem z USA. Rozmowa na zywo na temat wyborow w Stanach. Zaczniemy od tego, dlaczego sa we wtorek, a potem wiele wizualizacji tego jak wyglada Ameryka na kilka dni przed wyborami.

Domyslam sie, ze kazdy nawet srednio zainteresowany wyborami, byl bombardowany wiadomosciami w tym temacie w ostatnim czasie. Stad nie bedziemy mielic tego wszystkiego raz jeszcze. Postaramy sie porozmawiac na konkretne tematy.

Dlaczego wygra Obama?
Dlaczego wspolczuje Bushowi Jr?
Dlaczego dla Polski sie nic nie zmieni?
Dlaczego Amerykanie taka wage przywiazuja do glowy panstwa?
Dlaczego w Stanach nie ma mlodych konserwatystow?

Radio Mlody Wroclaw. Piatek, godzina: 17:00-18:00. Serdecznie zapraszam.

Snowing.